Chamskie? Jasne, że tak. I o to im chodziło. Wieść błyskawicznie rozeszła się po światowych mediach. Ale też wstyd. Bo nie tego można się spodziewać w demokratycznie wybranym parlamencie Unii Europejskiej.
Wypinanie się na hymn jest symbolicznym wypięciem się na ideę europejskiej współpracy, okazaniem pogardy wspólnocie, w której Brytania uczestniczyła z własnej, nieprzymuszonej woli przez prawie pół wieku.
Czytaj też: Federaliści i skrajna prawica zyskują w Europie po wyborach
Afront ze strony posłów Brexit Party
Zadowolony z siebie lider Brexit Party nie widzi w tym niczego złego. Przeciwnie, uważa, że jego deputowani zachowali się i tak dobrze, bo usłuchali wezwania odchodzącego z funkcji szefa PE do okazania szacunku hymnowi, tak jak się okazuje szacunek hymnowi któregokolwiek państwa. Wstali, a że im się nie spodobało nazwanie Unii „narodem” (nation), odwrócili się.
Nacjonalista Nigel Farage zapomniał, że organizacje międzynarodowe, takie jak ONZ czy Komitet Olimpijski, też mają swoje hymny i nikt się nie odwraca podczas ich grania. I tak kończy się członkostwo UK w UE. Nie cywilizowanym rozwodem, tylko niegodnym, infantylnym, obelżywym zachowaniem.
Polscy europosłowie nie wstali
Był też inny wariant tego afrontu. Siedzenie podczas „Ody do radości”. Wybrał go jeden z brytyjskich torysów, a także dwoje eurodeputowanych PiS: Witold Waszczykowski i Anna Zalewska. Tak widać rozumieli wyborczy slogan „Polska sercem Europy”. Pisowskie serce nie raduje się Unią.
Mogą się z tego cieszyć wrogowie Unii w jej granicach, w USA, w Rosji. Im marzy się rozpad wspólnoty europejskiej jako rywala i strażnika praworządnej demokracji liberalnej. W tym kierunku działają, korzystając z jej dobrodziejstw. Europa nie powinna się na nich wypinać, tylko pokazać im czerwoną kartkę.