Świat

Rosja wraca do Strasburga

Zgromadzenie Parlamentarne Rady Europy Zgromadzenie Parlamentarne Rady Europy Candice Imbert/Council of Europe / mat. pr.
Utrzymać sankcje wobec rosyjskich parlamentarzystów w Radzie Europy? Czy jednak uwierzyć groźbie Kremla, że jest gotów opuścić tę organizację? Nawet antyputinowscy obrońcy praw człowieka nie mają jednej odpowiedzi.

Zgromadzenie Parlamentarne Rady Europy, złożone z delegatów parlamentów krajowych, przyjęło w nocy z poniedziałku na wtorek decyzję, której skutkiem jest powrót rosyjskich parlamentarzystów do Rady Europy. Dokument jest skrojony pod Rosję, choć jej oficjalnie nie wspomina. Formalnie nie znosi sankcji nałożonych na Rosjan w 2014 r. polegających na zawieszeniu prawa głosu w Zgromadzeniu Parlamentarnym, lecz po prostu zupełnie wykreśla taką karę z katalogu swych działań. A ponadto pozwala, by Rosjanie składali teraz spóźniony wniosek o udział w Zgromadzeniu, choć powinni to zrobić w styczniu.

Rosja zaszantażowała Radę Europy

Zgromadzenie Parlamentarne zawiesiło Rosjanom prawo głosu wskutek aneksji Krymu i wojny w Donbasie, a ci w rewanżu zaczęli bojkotować jego prace. A potem ograniczyli i ostatecznie wstrzymali składki do Rady Europy. Na początku tego roku zalegali z ok. 70 mln euro (roczny budżet organizacji to 450 mln euro), co z czysto formalnego punktu widzenia mogło być przesłanką do kolejnych sankcji. Tyle że Moskwa coraz silniej sygnalizowała, że jeśli Rosjanie nie odzyskają prawa głosu w Zgromadzeniu Parlamentarnym m.in. podczas wyboru nowego sekretarza generalnego Rady Europy i sędziów Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, to wkrótce mogą przestać respektować jego wyroki. A potem nawet wyjść z tej organizacji świętującej w tym roku 70-lecie.

Zatwierdzenie kilku sędziów trybunału w Strasburgu oraz wybór następcy Thørbjorna Jaglanda spośród dwojga kandydatów przedłożonych przez kraje członkowskie (Belg Didier Reynders i Chorwatka Marija Pejczinović Burić) jest planowane już na tę środę. A zatem wiarygodność szantażu zostałaby przetestowana już w najbliższej przyszłości.

„Odmowa wykonywania wyroków oraz płacenia składek może doprowadzić do odejścia Rosji z Rady Europy z inicjatywy własnej lub innych krajów członkowskich” – ostrzegał niedawno Jagland. Wywoływało to duże obawy nawet antyputinowskiej opozycji, bo Europejska Konwencja Praw Człowieka, która jest powiązana z członkostwem w Radzie Europy i stanowi podstawę orzekania dla trybunału w Strasburgu, nadal odgrywa rolę hamulca dla władz w Rosji. Przed trybunałem swych praw i odszkodowań (za bezprawne więzienie, a nawet maltretowanie) dochodziło sporo Czeczenów, a Moskwa respektowała orzeczenia.

Ponadto konwencja zakazuje kary śmierci (dlatego do Rady Europy nie może wejść Białoruś), na którą Rosjanie wprowadzili moratorium w 1996 r., kiedy weszli do Rady Europy. Dlatego część rosyjskich opozycjonistów i działaczy organizacji pozarządowych (rozmawialiśmy z niektórymi w Brukseli w ostatnich kilkunastu tygodniach) po cichu godziła się, że anulowanie sankcji Zgromadzenia Parlamentarnego to mniejsze zło.

Zgromadzenie anuluje sankcje

Decyzję Zgromadzenia o anulowaniu sankcji przyjęto większością 118 głosów przy 62 przeciwnych. Przeciw głosowali Polacy z wszystkich opcji (oprócz posła Krzysztofa Mieszkowskiego tłumaczącego się pomyłką), ale wynik nie był żadną niespodzianką. Parlamentarzystów – zarówno w unijnym Parlamencie Europejskim, jak i w Radzie Europy – zwykle stać na zajmowanie bardziej pryncypialnego stanowiska, podczas gdy rządy krajów członkowskich myślą chłodniej, czasem cyniczniej, czasem pragmatyczniej. Proceduralna sztuczka, jak znieść i zarazem nie znieść sankcji (poprzez trwałą rezygnację z zawieszania prawa głosu komukolwiek w Zgromadzeniu), została przecież wymyślona na majowym posiedzeniu Komitetu Ministrów Rady Europy, gdzie Polskę reprezentował Jacek Czaputowicz.

W Komitecie Ministrów z reguły nie przeprowadza się formalnych głosowań, ale tajemnicą poliszynela jest, że w wewnętrznej dyskusji w Helsinkach przeciwko francusko-niemieckiej inicjatywie na rzecz Rosjan w Zgromadzeniu Parlamentarnym opowiedziały się – oprócz Ukrainy – tylko Wielka Brytania, Gruzja oraz trzy kraje bałtyckie (nie było sprzeciwu Polski). Owszem, wśród motywów był zapewne także appeasement wobec Kremla, ale były też szczere obawy, że ludzie Putina nie blefują w sprawie gotowości do ewentualnego wyjścia Rosji z Rady Europy, a co najmniej bojkotowania wyroków trybunału w Strasburgu.

Sankcje gospodarcze wobec Rosji nadal są w mocy

Wśród 18 członków rosyjskiej delegacji w Zgromadzeniu Parlamentarnym jest aż czterech parlamentarzystów objętych sankcjami unijnymi – zamrożeniem majątku na terenie UE oraz zakazem wjazdu do wspólnoty, który będzie uchylany na użytek podróży na sesje w Strasburgu.

Pozostaje pocieszenie, że ta sama Francja (obecna prezydencja w Radzie Europy) oraz Niemcy, które pomogły w powrocie Rosjan do Strasburga, pozostają na forum Unii kluczowymi adwokatami utrzymania znacznie ważniejszych sankcji gospodarczych wobec Rosji. Unijny szczyt w zeszłym tygodniu – po rekomendacji Angeli Merkel i Emmanuela Macrona – zdecydował o przedłużeniu tych restrykcji o kolejne pół roku, czyli do końca stycznia 2020 r.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Świat

Trump bierze Biały Dom, u Harris nastroje minorowe. Dlaczego cud się nie zdarzył?

Donald Trump ponownie zostanie prezydentem USA, wygrał we wszystkich stanach swingujących. Republikanie przejmą poza tym większość w Senacie. Co zadecydowało o takim wyniku wyborów?

Tomasz Zalewski z Waszyngtonu
06.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną