Katedry prawdy
Dwa oblicza Hispanioli. Dlaczego cukier podzielił Haiti i Dominikanę?
Choć od zniszczenia Notre Dame minęło już sporo czasu, to nie zanosi się, żeby ktoś miał ją odbudować. Nie chodzi bowiem o słynną katedrę w Paryżu, tylko jej mniej znaną imienniczkę z Port-au-Prince, stolicy Haiti.
Wznoszenie tej świątyni zaczęto jeszcze w XIX w., czyli wtedy, gdy Victor Hugo wydał „Katedrę Marii Panny w Paryżu” (dopiero w zagranicznych tłumaczeniach zaczęto książce dawać tytuł „Dzwonnik z Notre Dame”), a natchnieni jej fabułą Francuzi postanowili odrestaurować zdewastowany podczas rewolucji kościół, przy okazji nadając mu nowe szczegóły – większość najbardziej znanych elementów, np. gargulce, to efekt wyobrażeń ówczesnego architekta na temat średniowiecza.
Haitańskiej Notre Dame też nadano cechy neoromańskie, ale od paryskiej siostry różniła się zasadniczo – gdy w 1914 r. oddano ją do użytku, była największą na świecie budowlą z żelazobetonu, który miał zapewnić jej trwanie na wieczność.
Nie zapewnił. W 2010 r. kraj nawiedziło katastrofalne trzęsienie ziemi, które pochłonęło życie 160 tys. osób, m.in. ówczesnego arcybiskupa stolicy, oraz zniszczyło ponad 300 tys. budynków, w tym właśnie lokalną katedrę. Koszt jej odbudowy oszacowano na 30–40 mln dol., ale rząd nie ma takich pieniędzy, a sponsorzy się nie zgłaszają.
Tymczasem zaledwie 250 km na wschód w linii prostej w nienaruszonym stanie stoi od sześciu wieków Santa María la Menor, najstarsza katedra w całej Ameryce Łacińskiej. To już terytorium Dominikany, a dzisiejszy stan obu budynków pokazuje, jak różne mogą być losy sąsiednich państw, ściśniętych na wyspie wielkości dwóch województw mazowieckich.
Dwa światy
Na samej północy wyspy granicę pomiędzy Haiti i Dominikaną wyznacza niewielka rzeczka, która dosłownie rozdziela dwa różne światy.