Świat

75. rocznica D-Day w Normandii. Polski cmentarz wygląda żałośnie

Cmentarz polski w Urville w Normandii, zdjęcie z 2013 r. Cmentarz polski w Urville w Normandii, zdjęcie z 2013 r. hamon jp / Wikipedia
Dekoracje rocznicowe to nie jest hołd dla polityków – to wyraz szacunku dla żołnierzy, którzy oddali życie w walce i spoczywają tu, na obcej ziemi. Dlaczego nie potrafiliśmy uczcić ich pamięci?

Polski cmentarz wojenny w Urville w Normandii w przededniu 75. rocznicy lądowania aliantów na francuskim wybrzeżu wygląda tak, jakby od dawna nikt go nie odwiedzał i nie zamierzał uczcić tu rocznicy tej niezwykłej operacji z II wojny światowej.

Polski cmentarz wygląda żałośnie

Przed wejściem są wprawdzie na masztach flagi polska i francuska, ale na tym koniec. To dziwne i smutne, że nie oddano hołdu polskim żołnierzom, którzy zginęli w Normandii. Podczas gdy wszystkie cmentarze aliantów, amerykański, brytyjski, kanadyjski, a nawet niemiecki, są udekorowane w specjalny, wyjątkowy sposób z racji 75. rocznicy D-Day, polski cmentarz wygląda na tym tle żałośnie.

To prawda, że Polacy – 1. Pancerna gen. Stanisława Maczka – lądowali w Normandii dopiero z końcem lipca i 1 sierpnia, a ich bojowy szlak zaczął się 8 sierpnia pod Falaise, ale operację 6 czerwca wspomagało przecież 11 polskich dywizjonów lotnictwa oraz trzy okręty. Byliśmy tu obecni, jak zawsze, gdy trzeba było walczyć z Hitlerem. Trzeba o tej naszej obecności nie tylko pamiętać, trzeba o niej przypominać, zawsze.

Na cmentarzu w Urville 6 czerwca 2004 r. był prezydent Aleksander Kwaśniewski, uczestniczący w obchodach rocznicy, był też prezydent Bronisław Komorowski. Czy w tym roku wizyta polskiej delegacji nie jest przewidziana? Dekoracje rocznicowe to nie jest hołd dla polityków – to wyraz szacunku dla żołnierzy, którzy oddali życie w walce i spoczywają tu, na obcej ziemi. Dlaczego nie potrafiliśmy uczcić ich pamięci?

Czytaj także: Normandia 1944 oczami legendarnego fotoreportera

Normandia żyje rocznicą D-Day

Zresztą samo miasteczko też wygląda, jakby to święto go nie obeszło. Ani ulice, ani domy nie są udekorowane flagami, nawet nie ma francuskich barw.

Tymczasem Normandia żyje tą rocznicą, cały świat tutaj kręci się wokół D-Day. Tysiące ludzi przyjechały specjalnie, by wziąć udział w uroczystościach, koncertach, inscenizacjach. Hotele i campingi są pełne, miejsca rezerwowano już dwa lata wcześniej. Są Amerykanie, Anglicy, Holendrzy, Belgowie. Wszystkie grupy i kluby rekonstrukcyjne, pojazdy zabytkowe z czasów II wojny światowej, wszelkie, jakie udało się ocalić, odzyskać, wygrzebać z piasku czy błota. Wszyscy noszą mundury z epoki, restauracje i bary są pełne, każda firma przygotowała edycję specjalną swoich wyrobów i eksponuje towar w sklepach. W stolicy karmelu, w Isigny, przygotowano serie rocznicowe w okolicznościowych opakowaniach. Nikt nie wychodzi stąd bez zakupów.

Są też Polacy, klub Maczkowców z Kalisza przyjechał z dżipem – amfibią wydobytą z Wisły. Amfibia brała udział w powstaniu warszawskim, a kierowca zginął od niemieckiej kuli. Pojazd budzi wielkie zainteresowanie, specjaliści natychmiast poznają, że to sprzęt amerykański, przekazany Rosjanom do walki z nazistami. Wygląda, jakby dopiero opuścił fabrykę.

Jest też grupa z Podhala, umundurowana dokładnie jak Czarne Diabły gen. Maczka. W polskim obozie, który założono, są golonka i kiełbasa. Szlaban otwarty dla wszystkich, Polaków i Francuzów, których dziadkowie lub pradziadkowie przyjechali tutaj w poszukiwaniu pracy.

Jeśli uczestnicy polskich grup rekonstrukcyjnych odwiedzą polski cmentarz (a myślę, że odwiedzą), pewnie będą zdziwieni. Na grobach Anglików są zatknięte symboliczne czerwone maki, na amerykańskim każdy grób jest udekorowany flagą. Tylko polski cmentarz wygląda jak zapomniany. Spoczęło tu 696 polskich chłopaków, którzy szli do Polski cholernie długą i ciężką drogą.

Czytaj także: Meteorolodzy decydowali o lądowaniu aliantów w Normandii

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Interesy Mastalerka: film porażka i układy z Solorzem. „Szykuje ewakuację przed kłopotami”

Marcin Mastalerek, zwany wiceprezydentem, jest także scenarzystą i producentem filmowym. Te filmy nie zarobiły pieniędzy w kinach, ale u państwowych sponsorów. Teraz Masta pisze dla siebie kolejny scenariusz biznesowy i polityczny.

Anna Dąbrowska
15.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną