Chiny nie są nowym graczem ani w wenezuelskiej panoramie geopolitycznej, ani w całym regionie. Od co najmniej dwóch dekad Pekin obiera kierunek latynoamerykański. Pod względem inwestycyjnym i politycznym partnerstwo między azjatyckim gigantem i krajami Ameryki Południowej i Środkowej osiągnęło już tak duże rozmiary, że to właśnie Chiny stały się głównym rozgrywającym na kontynencie.
Artur Domosławski: Czy w Wenezueli możliwy jest dialog polityczny?
Chiny na ochotnika
Stało się to po części z powodu zaniedbania krajów Południa przez Stany Zjednoczone – George W. Bush powtarzał wobec nich politykę Ronalda Reagana, a Barack Obama strategii dla Ameryki Łacińskiej zwyczajnie nie miał – ale również dzięki rozsądnym i konsekwentnym inwestycjom i umiejętności wykorzystania okazji. Wybijający się na gospodarczą niezależność kontynent potrzebował adwokata wśród supermocarstw. Pekin zgłosił się na ochotnika.
W chińskim portfolio inwestycyjnym Wenezuela zajmowała miejsce szczególne. Pod względem samych rynkowych operacji między swoimi podmiotami i spółkami z Chin zajmowała dopiero siódme miejsce na kontynencie. Więcej transakcji Chińczycy przeprowadzili w ostatnich 15 latach w Brazylii, Argentynie, Chile, Meksyku, Peru i nawet w słabiej rozwiniętej Boliwii. Wartość tych inwestycji była jednak dużo wyższa – przy zaledwie dwóch umowach Chińczycy wydali tam 27 mld dol., więcej zostawili tylko w Brazylii i Meksyku.
Wynika to z dość prostej strategii. Według danych Międzyamerykańskiego Banku Rozwoju i think tanku Atlantic Council tylko w ostatnim pięcioleciu 23 proc. wszystkich pieniędzy przywiezionych z Pekinu trafiło do sektora wydobywczego. Drugi w rankingu jest sektor nowych technologii i rozwiązań informatycznych. A ponieważ w targanej od lat recesją Wenezueli techniczne start-upy praktycznie nie istnieją, Chińczycy skupili się na tym, co rząd w Caracas ma najcenniejszego – zasobach naturalnych. Nie chodzi tylko o ropę, której pokłady są tam największe na świecie, ale także o złoto i inne metale szlachetne.
Pożyczki dla Wenezueli
Kluczem do zrozumienia bliskiej zależności Wenezueli i Chin są nie same inwestycje, a pożyczki. Pod tym względem Caracas jest bezsprzecznym liderem na kontynencie. Według wyliczeń magazynu „Americas Quarterly” od 2007 r. chińskie podmioty udzieliły w Wenezueli 18 pożyczek na łączną sumę 68 mld dol. To kwota ponad dwa razy większa od sumy długów drugiej w tym zestawieniu Brazylii i stanowiąca 40 proc. całkowitej sumy chińskich pożyczek w Ameryce Południowej.
Łatwo sobie jednak wyobrazić, że pieniądze pożyczone rządowi Nicolasa Maduro i państwowym spółkom raczej nie zostaną zwrócone. W tej chwili Wenezuela zalega ze spłatami ponad 19 mld dol. Władze w Pekinie najpewniej też zdają sobie sprawę, że nie odzyskają utopionego w Caracas kapitału. Byłoby to możliwe prawdopodobnie tylko przy niewyobrażalnym wzroście cen ropy na światowych rynkach, połączonym z szybkim zwiększeniem wydobycia w zacofanym technologicznie gigancie naftowym PDVSA. Ani na jedno, ani na drugie się w najbliższych latach nie zanosi.
Przed Pekinem otwiera się jednak szansa powetowania sobie strat finansowych w inny sposób. Trwająca od 23 stycznia wenezuelska dwuwładza postawiła pod znakiem zapytania dotychczasowe usytuowanie Caracas na arenie międzynarodowej. Poprzedni mecenasi, przede wszystkim Turcja i Rosja, nie do końca zdali egzamin. Rząd w Ankarze wsparcie dla Maduro ograniczył do kilku pustych deklaracji, wygłoszonych na początku. Potem Erdoğan zamilkł.
Czytaj także: Maduro odcina Wenezuelę od pomocy humanitarnej
Już nie Rosja, ale Chiny wspierają Wenezuelę
Z kolei Władimir Putin kilka razy przestrzegał Stany Zjednoczone przed próbą interwencji militarnej w Wenezueli, wysłał też nad Morze Karaibskie wojskowych konsultantów i wsparcie techniczne. Umierać za socjalistyczny reżim na Kremlu jednak nikt nie zamierza, co widać po efektach rosyjskich wizyt w Wenezueli. Nie przyniosły realnego wzmocnienia rządu, a jedynie zabezpieczyły interesy Moskwy na miejscu, ewakuując w pierwszej fazie konfliktu rosyjskich przedsiębiorców i ekspertów górniczych, następnie pilnując zainstalowanego tam sprzętu wydobywczego.
Ważny w kontekście nowej roli Chin w Wenezueli jest też fakt, że partnerstwa z Pekinem nie boi się Juan Guaidó. Lider opozycji, samozwańczy „równoległy” prezydent kraju, jest otwarty nie tylko na chińskie inwestycje, ale też współpracę polityczną i wsparcie na arenie międzynarodowej. Pekin jest mu potrzebny, bo stał się jedynym supermocarstwem, które mogłoby natychmiast udzielić wsparcia finansowego potrzebnego do rekonstrukcji upadającego kraju.
Czytaj także: Dlaczego Putin broni Maduro?
Chińskie leki mile widziane
W tej chwili władze Państwa Środka teoretycznie grają jeszcze na Maduro. W poniedziałek na stołecznym lotnisku wylądował chiński samolot, na pokładzie którego było 65 ton pomocy medycznej: sprzętu, lekarstw, produktów higienicznych. Łącznie Chiny przekazały w tym transporcie ponad 2 mln artykułów medycznych.
Biorąc pod uwagę fatalną sytuację ekonomiczną kraju i braki w zaopatrzeniu praktycznie we wszystkich szpitalach, chińska pomoc z pewnością uratuje życie wielu pacjentom. Ciekawi jednak, że na lądowanie samolotu zgodę wyraziły władze. W ciągu ostatnich tygodni rząd Maduro odmówił przyjęcia transportów humanitarnych m.in. z Kolumbii, Brazylii i od Międzynarodowego Czerwonego Krzyża. Chińskie leki okazały się mile widziane.
Ten gest mówi wiele o dyplomatycznych intencjach Maduro. Przyzwyczajony do funkcjonowania pod opieką potężnego zagranicznego mecenasa, liczy na wsparcie z zewnątrz. Z Rosji już raczej nie przyjdzie – Moskwa obojętnieje na ten konflikt. Amerykanie i Unia Europejska stoją zaś wyraźnie po stronie Guaidó. Z opcji zostało mu już tylko zwrócenie się do Chin, co zresztą powoli robi. A Pekin znalazł się w bardzo komfortowej pozycji.
Bez względu na rozstrzygnięcie walki o władzę w Caracas, jej zwycięzca będzie chciał się z tamtejszym rządem dogadać. Ma też straszaka w postaci niespłaconych pożyczek oraz zachętę, czyli możliwość szybkich i dużych inwestycji. Przy niewielkim bezpośrednim zaangażowaniu to właśnie Chiny mogą okazać się największym wygranym wenezuelskiej dwuwładzy.