Kim Dzong Un znalazł się w trudnej sytuacji. Załamały się rozmowy z Amerykanami, które miały być sposobem na złagodzenie międzynarodowych sankcji nałożonych na Koreę za program zbrojeń jądrowych i rakietowych. Pierwotny pomysł Kima na negocjacje był bardzo prosty – chodziło o przeciąganie procesu możliwie długo. Na to nie zgodziła się jednak ekipa prezydenta USA Donalda Trumpa, która uparcie naciskała, by Kim oddawał rakiety i bomby, wszystko od razu. Stąd fiasko szczytu w Hanoi i przedłużający się impas.
Gdy Kim rozmawiał z Trumpem, kontaktu z nim szukał chiński przywódca Xi Jinping, chciał się też spotykać Putin. Teraz atrakcyjność Kima przybladła. Równolegle pojawiają się wskazówki, że północnokoreańska gospodarka weszła w fazę poważnych trudności, prawdopodobnie wywołanych międzynarodowymi sankcjami. Korea Północna jest świetnie przygotowana, by funkcjonować w warunkach niedoborów, ale poniżej pewnego poziomu i ona wpada w głęboki kryzys.
Kim prosi Rosję o mąkę
Po nieudanym szczycie z Trumpem kilka fabryk w stolicy z braku zamówień zaprzestało produkcji, kierownictwo zakładów poradziło robotnikom, by chwilowo gdzie indziej poszukali źródeł utrzymania. Drożeje żywność, np. ryż jest o połowę droższy niż kilka miesięcy temu. Brakuje lekarstw, rośnie ruch na czarnym rynku. Eksperci widzą w tym znak, że mieszkańcy gromadzą zapasy, niepewni wysokości tegorocznych zbiorów i dalszego wpływu sankcji. Jest na tyle źle, że Kim prosił Rosję o 100 tys. ton mąki.
We Władywostoku chodzi wyłącznie o interesy, bo obaj przywódcy mają sobie coś do zaoferowania. Rosji przede wszystkim nie podobają się koreańskie zbrojenia. Wolałaby, żeby nie dochodziło do dalszych testów, zwłaszcza rakiet, i obyło się bez zadrażnień, które mogłyby zachęcać Amerykanów do zwiększania obecności w regionie. Na przykład takich posunięć jak montaż elementów tarczy antyrakietowej w Korei Południowej, co obniża możliwości rosyjskiego wojska w regionie. W rosyjskich rachubach jest też równoważenie wpływów Chin i Japonii na Półwyspie Koreańskim oraz budowa na terytorium Północy rurociągów biegnących do potrzebującej surowców Korei Południowej.
Z kolei dla Kima atrakcyjność Putina wynika głównie z członkostwa Rosji w Radzie Bezpieczeństwa ONZ i wpływ na dolegliwość sankcji. Rosja może poratować żywnością, a w hipotetycznej przyszłości, po wygaszeniu sankcji, np. ponownym zatrudnieniem tysięcy północnokoreańskich robotników.
Czytaj także: Chińscy turyści szturmują Koreę
Co Kim da Putinowi
Chyba nie ma przypadku w tym, że Kim tak długo trzymał Putina na dystans i nic od niego nie chciał. Przykład poniewieranego Aleksandra Łukaszenki przypomina, z jakimi kosztami wiąże się bycie klientem putinowskiej Rosji. Należy się więc spodziewać, że Kim będzie superostrożny. Coś Putinowi da, np. wspólne zdjęcie (na dowód, że bez Rosji nie można załatwić żadnego węzłowego problemu międzynarodowego), a w zamian weźmie tylko to, czego naprawdę potrzebuje, np. pomoc żywnościową.
Wizytą w Rosji Kim kończy najciekawszy rok swojego przywództwa. 27 kwietnia 2018 r. na granicy obu Korei spotkał się ze swoim południowokoreańskim odpowiednikiem, prezydentem Moon Jae-inem. Tamte rozmowy rozwinęły przed nim wachlarz możliwości: uruchomiły zbliżenie ze sprzyjającym mu Moonem, obudziły zainteresowanie Trumpa i skupiły uwagę zaniepokojonego Xi Jinpinga.
W maksymalnym wariancie mogło być przełomowe otwarcie północnokoreańskiej gospodarki, np. jakaś powtórka chińskiego modelu rozwoju, czyli widoki na dobrobyt i zachowanie władzy, plus pokój z Południem. Kim tych opcji nie tylko nie wykorzystał, ale z powrotem zapędził się do narożnika.