W madryckim antykwariacie przy ulicy Lagasca za 12 tys. euro można kupić wysoki na prawie pół metra, wykonany z litego srebra i bogato zdobiony puchar do piwa. Niewielka inskrypcja zdradza, że był główną nagrodą w zorganizowanych 20 lipca 1900 r. regatach pod brytyjskim Dover. Dla ewentualnego kupca większą wartość będzie jednak miała inna informacja historyczna – że naczynie przez lata należało do generała Francisco Franco.
Od kilku miesięcy każdy z większą ilością gotówki może nabyć przedmioty, a nawet całe posiadłości ziemskie, z których dotychczas korzystała rodzina byłego dyktatora Hiszpanii. Wszystko dlatego, że w ostatnim tygodniu 2017 r. zmarła na raka jego jedyna córka i spadkobierczyni Carmen. Zostawiła po sobie siedmioro dzieci i dwa razy tyle wnuków, więc po krótkiej żałobie liczne grono zaczęło dzielić pomiędzy siebie i spieniężać jej dobra. A jest w czym przebierać, bo córka wojskowego odchodziła ze świata jako jedna z najbogatszych kobiet w kraju – w chwili śmierci jej majątek szacowano na 600 mln euro.
Podwaliny pod tę fortunę zbudował oczywiście jej ojciec. Rządząc Hiszpanią w latach 1939–75, sprawnie przejmował kolejne nieruchomości: część nabywał po specjalnie obniżonych cenach, a część zwyczajnie wymuszał na zastraszonych obywatelach, którzy „spontanicznie darowywali” mu swoje domy. Na posiadłości składały się nie tylko okazałe wille, gdzie rodzina chętnie wypoczywała, ale też ziemie uprawne – Franco kazał w nich zakładać plantacje chmielu czy przedsiębiorstwa mleczarskie i drzewne, a pozyskane z nich produkty skupowało państwo za stawki wyższe niż rynkowe. Antyki, biżuterię lub dzieła sztuki ze zbiorów prywatnych i publicznych przywłaszczała sobie z kolei chętnie jego żona.
Po śmierci dyktatora w 1975 r.