Jest taka scenka rodzajowa w książce Boba Woodwarda „Strach”. Donald Trump siedzi w Gabinecie Owalnym. Wokół niego grupa najbliższych doradców, oczywiście wszyscy stoją uniżenie pochyleni. „Chcę protekcjonizmu, wprowadzamy cła” – domaga się prezydent. W odpowiedzi słyszy, że „się nie da”, że to doprowadziłoby Amerykę do ruiny gospodarczej. „Gdzie jest mój Peter?” – prezydent zdaje się nie słyszeć doradców. „Peter!”. „Ale oczywiście panie prezydencie, że się da – odpowiada mu niski głos zza kadru. – Ma pan rację, musimy dojechać Chińczyków, zanim oni nas dojadą”.
Woodward w komentarzu do tej scenki zwraca uwagę, że w Białym Domu czasów Trumpa nie ma konkretnych pomysłów na politykę. Są konkretni ludzie. Dlatego – zdaniem dziennikarza – analiza, kto jest akurat bliżej ucha prezydenta, może dać odpowiedź, jakie są bieżące priorytety. I co akurat w danym momencie uważa prezydent.
Peter nazywa się Navarro. I jest prawdopodobnie najpotężniejszym ekonomistą świata, nie licząc kilku szefów banków centralnych. Uważa, że Chiny od ćwierćwiecza ograbiają Amerykę, a w wolnych chwilach nałogowo czyta etykietki towarów, czy przypadkiem nie ma tam hasła Made in China. Prezydent Trump nazywa go „ekonomistą wizjonerem”, Chińczycy ponoć uważają go za wariata.
W zeszłym tygodniu do Waszyngtonu przyleciał wicepremier Chin, aby negocjować porozumienie handlowe, które ma zakończyć najgłębszy kryzys w relacjach obu państw co najmniej od czasu Tiananmen. Jak donosił w piątek „Wall Street Journal”, gdyby doszło do porozumienia, Trump i Xi Jinping mogliby je podpisać jeszcze w kwietniu. Jego brak, pisze gazeta, może wywołać otwartą wojnę handlową między dwiema największymi gospodarkami świata, a co za tym idzie – globalny kryzys ekonomiczny.