Wieczorem, po pierwszej turze wyborów, w sztabie Wołodymyra Zełenskiego panowała podobna atmosfera, co podczas konwencji Wiosny Roberta Biedronia. Tam co prawda kolorystycznie dominował podprowadzony Razem lilaróż, a u Zełenskiego wiosenna soczysta zieleń, opatrzona hasłami „preZE!dent”. Ale zarówno Biedroń, jak i Zełenski przez cały czas mówili o wiośnie. O nowym otwarciu, które skruszy lody starych ustawień i wprowadzi do polityki ożywczą bryzę. Nie wiadomo jak, nie wiadomo za ile i za czyje – grunt, że będzie nowe.
I tak samo jak urokowi Biedronia ulegali nawet doświadczeni dziennikarze, podobnie było u Zełenskiego. Zachwycano się, jaki Zełenski bezpośredni, że jego ochroniarze nie są ponurymi, wielkimi brutalami, jak u Julii Tymoszenko czy Petro Poroszenki. Cieszono się, że sztab Zełenskiego jest stosunkowo mało pretensjonalny i nie ocieka złotem. Jest po prostu sympatyczny, nieco hipstersko-wielkomiejski i wyluzowany.
Wieczór wyborczy zlokalizowano w nowoczesnym centrum wystawienniczym Parkowa. Kręcili się tam dziennikarze, jedli darmowe smażone kiełbaski i ramen, popijali wino. I patrzyli, jak sam Zełenski gra w ping-ponga, żartuje, a przy ogłoszeniu wyników wyborów skacze w górę jak kangur z piosenki Liroya, poprawia grzywkę i przybija piątki.
Ostatni przed pierwszą turą wyborów odcinek „Sługi narodu”, serialu telewizyjnego, który zastąpił Zełenskiemu kampanię wyborczą, pokazuje go jako kogoś w rodzaju zbawiciela. Serialowy prezydent Hołoborodko – czyli preZE!dent Zełenski – twierdzi, że wie, w jaki sposób pogodzić podzieloną Ukrainę, jak poprawić w szybkim tempie poziom życia narodu („wystarczy przestać kraść”). Ba, ma nawet receptę na to, jak trwale naprawić wiecznie psujące się drogi („beton zamiast asfaltu”).