Po pierwszej turze wyborów prezydenckich w Ukrainie wszystko jest jeszcze możliwe. Rzecz nie tylko w tym, kto wygra. Pod znakiem zapytania stoi bowiem fundamentalny wybór obywateli z 2014 r., gdy po rewolucji godności postanowili budować niepodległe państwo prawa związane z Unią Europejską i NATO. Można powiedzieć, że po pięciu latach Ukraina znalazła się – i my, w większości zwolennicy tej drogi, razem z nią – w punkcie wyjścia.
16 proc. głosów prorosyjskich kandydatów
W pierwszej turze dwaj kandydaci reprezentujący opcję prorosyjską, Jurij Bojko i Ołeksandr Wilkuł z dawnej Partii Regionów Wiktora Janukowycza, otrzymali w sumie 15,82 proc. głosów. Urzędujący prezydent Petro Poroszenko – 15,95 proc. Na Kremlu, gdzie po wyborach nałożono sankcje na Wilkula, który nie zgadzał się poprzeć Bojki, spekuluje się nawet, że gdyby nie rozbicie głosów, Bojko mógłby zająć w drugiej turze miejsce Poroszenki.
Opcja prorosyjska to pozablokowy status Ukrainy, koniec marzeń o UE i NATO, pogodzenie się z aneksją Krymu, budowa „wschodniej Szwajcarii” pod protektoratem Rosji, oczywiście z tanim gazem. Ten punkt widzenia powrócił do głównego nurtu debaty. Jesienne wybory do Rady Najwyższej będą zapewne okazją, by go jeszcze wzmocnić. I to mimo codziennych strat w Donbasie, działań Europy i Stanów Zjednoczonych.
Hasło Poroszenki nie zjednoczyło Ukraińców
W najtrudniejszej sytuacji jest oczywiście Poroszenko, zwolennik euroatlantyckiego kursu, twarz Ukrainy po majdanie. Na początku kampanii jego sztab kalkulował, że mimo niskich notowań (jesienią ubiegłego roku poparcie nie przekraczało 8 proc.) sukcesem zakończy się batalia o drugą turę, w której bez problemu pokona komika, a w zasadzie klowna Wołodymyra Zełenskiego. Pierwsza część planu została wykonana wielkim nakładem sił i pieniędzy.
Jednak kampania, przypominająca czasem polityczne operacje w republikach afrykańskich, nie otworzyła nowej perspektywy. Hasło Poroszenki – „Armia, wiara, język” – nie zjednoczyło większości Ukraińców. Przyczyn jest wiele. W oczach znakomitej większości wyborców jego autor przestał być wiarygodny. Szczególnie po ujawnieniu korupcji w jego otoczeniu (przyjaciele prezydenta zarabiali na kontrabandzie z Rosji – podczas wojny z Rosją). Poroszenko co prawda zwolnił kolegów z pracy, ale historia ta pozbawiła go szat obrońcy ojczyzny i wystawiła na bezpardonowe ataki.
Kampania przed pierwszą turą była okazją do przypomnienia wszystkich grzechów Poroszenki. Najważniejszy to nieumiejętność zbudowania obozu politycznego wokół idei niepodległej Ukrainy. Na początku kadencji prezydent miał solidne atuty: wsparcie z zagranicy, wysoki kredyt zaufania w kraju, poparcie w Radzie Najwyższej. Niestety jego działania przeszły obok wielu realnych problemów. Analitycy wskazują, że Poroszence przeszkodziła podwójna rola: reformatora i oligarchy. Skutkiem – argumentują – złe decyzje polityczne, gospodarcze, kadrowe. A na końcu utrata zaufania i twarzy.
Samotny jak prezydent Poroszenko
Poroszenko jest coraz bardziej osamotniony. Nawet jeden z jego kluczowych ministrów szuka już szansy na nowe otwarcie z jego następcą. Czeka tylko na tweeta zza oceanu.
Sztab prezydenta i pewnie on sam mimo wszystko wierzy w zwycięstwo. Poroszenko ma też sporo osiągnięć, atutów i sprawny administracyjny aparat. A największą szansą dla niego mogą się okazać pomyłki i słabości konkurenta. Tak się złożyło, że dopiero teraz, przed drugą turą, wyborcy będą mogli poznać program i ekipę Zełenskiego. Jedna z jego ról – prezydenta w serialu „Sługa narodu”, taka polityczna wersja „Świata według Kiepskich” – przyniosła mu popularność. Ten kapitał postanowił przekuć na realną politykę. To się, jak widać, udało. Musi jeszcze wygrać telewizyjne debaty z Poroszenką. To za ich sprawą wyborcy podejmą decyzje. Dla Poroszenki to ostatnia szansa na odzyskanie poparcia. Sondaże przed drugą turą już przepowiedziały jego klęskę.
Czytaj także: Petro Poroszenko walczy o przetrwanie
Kim są wyborcy Zełenskiego
Pojawienie się Zełenskiego jest przejawem kryzysu w ukraińskim systemie politycznym. Wyborcy poparli go w ciemno, bo chcą, by władzę sprawowali normalni, uczciwi ludzie. Poglądy nie są tak ważne. Zwłaszcza gdy polityka staje się profesją dla pragmatyków.
Zełenski zdobył najwięcej głosów wśród Ukraińców żyjących w Polsce, których trudno posądzać o uleganie wpływom rosyjskiej propagandy. Nie można jednak nie zauważyć, że każda akcja Zełenskiego przeciwko Poroszence jest entuzjastycznie zauważana i kolportowana przez wszystkie rosyjskie stacje telewizyjne: zobaczcie, jak mu dołożył!
W sprawie wejścia Ukrainy do Unii Europejskiej i NATO powinno się odbyć ogólnonarodowe referendum – mówi Zełenski. Dodaje przy tym, że nie powinno się chodzić tam, gdzie człowieka nie zapraszają. Eksperci analizujący jego wypowiedzi dostrzegają w nich znamiona populizmu. Niektórzy nawet dodają: prorosyjskiego. Sam kandydat ostro temu zaprzecza.
Śledząc przygotowania do ostatecznego starcia Poroszenko–Zełenski, trudno nie odnieść wrażenia, że pięć lat po majdanie Ukraińcy otwierają nowy rozdział swojej dramatycznej historii. Rozdział, w którym wszystko jest możliwe. Nawet powrót do przeszłości.