Bajka zaczyna się tak: „W mieście otoczonym winnicami żyła dziewczynka o imieniu Zuzana. Lubiła bawić się w okwieconym ogrodzie babci. Wyobrażała sobie, że jest odważną bohaterką walczącą o dobro”. W kolejnych akapitach czytelnik dowiaduje się, że Zuzka zaczytywała się w książkach o Ani z Zielonego Wzgórza i filozofii Dalekiego Wschodu, grała w koszykówkę i od małego była wrażliwa na krzywdę słabszych.
Autorką tej patetycznej bajki jest reżyserka i scenarzystka Eva Borušovičová; miasto to Pezinok na przedmieściach Bratysławy, serce małokarpackiego zagłębia winiarskiego. A dziewczynka walcząca o dobro – Zuzana Čaputová, 45-letnia prawniczka, córka murarza i pracowniczki administracyjnej. Już w sobotę może zostać pierwszą w historii Słowacji – i pierwszą w kraju wyszehradzkim – kobietą na stanowisku prezydenta.
Jeszcze pod koniec stycznia sondaże dawały jej piąte miejsce z 9-proc. wynikiem, tuż przed Marianem Kotlebą, kandydatem partii neofaszystowskiej. Startowała z poparciem ugrupowania Progresywna Słowacja, które w sondażach balansuje na granicy progu wyborczego. Jej zespół składał się z młodych osób o niewielkim doświadczeniu w kampaniach.
A jednak w pierwszej turze, 16 marca, Čaputová zdobyła 41 proc. głosów, zostawiając daleko w tyle wszystkich konkurentów. Wygrała w 71 z 79 powiatów, nawet tam, gdzie od lat głosuje się na prawicę. Bratysławska kawiarnia, czyli intelektualiści i dziennikarze, pisze o niej w zachwycie jako o twarzy liberalnej kontrrewolucji, która rzuci wyzwanie populistycznym samcom alfa w rodzaju Viktora Orbána.
– Nie mam ani takich ambicji, ani nie będę miała takich możliwości jako głowa państwa – mówi Čaputová podczas spotkania w jej biurze w Bratysławie.