Zastanawiająco pobłażliwy okazał się sędzia sądu federalnego w Waszyngtonie dla Paula Manaforta, byłego dyrektora kampanii wyborczej Donalda Trumpa i wieloletniego lobbysty Partii Republikańskiej. W zeszłym tygodniu ława przysięgłych uznała go winnym oszustw bankowych i podatkowych na sumę ponad 6 mln dol. w czasach, gdy pracował jako doradca prorosyjskich polityków na Ukrainie, w tym byłego prezydenta Wiktora Janukowycza. Wytyczne dotyczące orzekania w takim przypadku przewidywały wyrok nawet do 24 lat więzienia.
Spodziewano się, że Manafort dostanie co najmniej kilkanaście lat, tym bardziej że podczas rozprawy nie okazał żadnej skruchy i użalał się nad tym, jak traktuje go aparat sprawiedliwości. Tymczasem mianowany jeszcze przez prezydenta Reagana sędzia Ellis, zwracając uwagę na dotychczasową niekaralność oskarżonego, skazał go na niecałe 4 lata (dokładnie 47 miesięcy). Jeden z byłych prokuratorów federalnych określił werdykt jako „żart”.
Czytaj także: Wysoka stawka procesu byłego menedżera Donalda Trumpa
Paul Manafort okazał się kozłem ofiarnym?
Wygląda na to, że sędzia zgodził się częściowo z argumentacją adwokatów Manaforta, sugerujących, że ich klient jest swego rodzaju ofiarą prokuratora specjalnego Roberta Muellera, który od prawie dwóch lat prowadzi śledztwo w sprawie ingerencji Rosji w przebieg wyborów prezydenckich w USA w 2016 r. i ewentualnej koordynacji działań Trumpa lub jego współpracowników z rosyjskimi agentami w akcji na rzecz skompromitowania jego rywalki Hillary Clinton.
Prokuratorzy z ekipy Muellera mieli naciskać na Manaforta, żeby dostarczył im informacje obciążające prezydenta, jednak były szef jego kampanii zawiódł ich nadzieje, i dopiero wtedy skupili się na podatkowych przestępstwach podejrzanego. Po stosunkowo łagodnym wyroku jego adwokaci oświadczyli, że od początku wiadomo było, iż Manafort nie ma nic wspólnego ze sprawą rosyjskich kontaktów trumpistów. A komentatorzy prawicowej telewizji Fox News, z tubą Trumpa Seanem Hannitym na czele, uderzyli w triumfalny ton, twierdząc, że całe dochodzenie Muellera to nic innego jak „polowanie na czarownice”. Co w każdym tweecie powtarza sam prezydent.
Czy wyrok Manaforta zaszkodzi Trumpowi?
Przestępstwa Manaforta nie mają rzeczywiście nic wspólnego z „Kremlgate” – popełniane były, zanim zaczął pracować dla Trumpa (w kwietniu 2016 r.), i tylko przypominają, jakiego rodzaju ludźmi zwykł się on otaczać. Były adwokat prezydenta Michael Cohen odsiaduje już karę za oszustwa podatkowe. Wyrok na Manaforta nie zmienia prawnej sytuacji Trumpa i jego doradców uwikłanych w konszachty z Rosjanami. Dostarcza jednak materiał dla propagandy obrońców i sojuszników prezydenta, którzy nasilą teraz piarowskie starania, by zdyskredytować dochodzenie Muellera. Prokurator specjalny, jak się oczekuje, ogłosi swój końcowy raport w najbliższych tygodniach, a może nawet dniach.
Manafort liczy na ułaskawienie
Manaforta czeka jeszcze jeden wyrok – w najbliższą środę sąd federalny w stolicy USA ogłosi karę za kilka innych jego przestępstw, jak kłamstwa pod przysięgą w zeznaniach przed prokuratorem specjalnym, ukrywanie działalności lobbystycznej dla zagranicznych polityków (na Ukrainie) oraz pranie pieniędzy. Grozi mu za to 10 lat więzienia. Nie wiadomo jeszcze, czy odsiadywałby ten wyrok po zakończeniu kary 4 lat czy równocześnie z nią. Ale jest możliwe, że spędzi w więzieniu dużo mniej czasu. Łagodny wyrok sędziego Ellisa zwiększa szanse, że Trump ułaskawi swego byłego szefa kampanii. Byłaby to nagroda za lojalność i dyskrecję w sprawie „Kremlgate”.
Czytaj także: Trump eskaluje wojnę ze specprokuratorem Muellerem