Na nagraniu wideo zestrzelony pilot, pułkownik Abhinandan, ma związane ręce i oczy zasłonięte szmatą. Jest zakrwawiony i poturbowany, ale trzyma się prosto. Spod opatrunku wystają zawadiackie czarne wąsy przechodzące w bokobrody. Jest typem angielskiego dżentelmena w mundurze. Wyraźnie i z dumą wypowiada swoje nazwisko, numer służbowy i jednostkę. Na kolejnym nagraniu niewidoczny śledczy zza kadru wypytuje go o zadanie bojowe, które wypełniał. Abhinandan, dziękując za „fantastyczną herbatę”, odpowiada, że niestety, ale nie może udzielać takich informacji.
Na innych filmach widać, że po wylądowaniu wpadł w ręce lokalnych wieśniaków, którzy go dość mocno pobili. Nie wiadomo dlaczego, ponieważ według pierwszych relacji samoloty zbombardowały zaledwie kawałek lasu. Pułkownik jest wdzięczny za uratowanie z rąk wściekłego tłumu, ale więcej o swojej misji nie powie. Rozmówcy posługują się dobrym angielskim, odnoszą do siebie z szacunkiem. Mogli nawet otrzeć się o siebie w jednej z brytyjskich akademii wojskowych, do których Indie i Pakistan chętnie wysyłają swoich oficerów po nowoczesne wykształcenie.
Emocje, jakie wywołał 26 lutego incydent lotniczy, są jednak zgoła niebrytyjskie. Opinia publiczna wrze, Hindusi oskarżyli Pakistańczyków o łamanie konwencji o jeńcach wojennych, a druga strona krzyczała: „Pakistan zindabad!” (Niech żyje Pakistan!), brzmiące jak wojenne zawołanie. Najwięksi pakistańscy celebryci, gwiazdy krykieta, oznaczyli swoje konta internetowe wezwaniami do militarnego rewanżu i pochwałami własnej armii: Pakistan kontratakuje! Hindusi ze swojej strony celebrowali Abhinandana jako narodowego bohatera, chwalili za godność, z jaką znosił uwięzienie. Wymianę propagandowych ciosów podsumował premier Pakistanu Imran Khan, który przytomnie zwrócił uwagę, że oba kraje posiadają broń, przy której bardzo łatwo się pomylić.