O przygotowaniach do odsunięcia brexitu do przełomu lat 2020/2021 napisał dziennik „The Guardian”. Jednym z plusów dla Brukseli miałoby być przeciągnięcie członkostwa Londynu aż do końca obecnego budżetu UE (2014–20). Ale warto pamiętać, że Londyn w razie zawarcia jakiejkolwiek umowy brexitowej z UE i tak musiałby zapłacić wszystkie składki do unijnej kasy należne w ramach całej obecnej siedmiolatki.
Kto wierzy w marcową datę brexitu?
Wyjście Wielkiej Brytanii z UE jest nadal formalnie przewidywane na północ z 29 na 30 marca, a Londyn wciąż nie poprosił o odroczenie tej daty. Co więcej, premier Theresa May publicznie przekonuje, że terminowy i oparty na ratyfikowanej umowie rozwodowej brexit pozostaje w jej zasięgu. Jednak mało kto w to wierzy. Niestety nie można wykluczyć wariantu, że chaotyczna dynamika polityczna w Izbie Gmin, a zwłaszcza wśród rządzących torysów, ostatecznie pchnie Londyn do decyzji o wyjściu z Unii bez żadnej umowy – to byłoby bardzo kosztowne dla obu stron, choć stanowczo bardziej dla samych Brytyjczyków. I dlatego Bruksela żyje od dość dawna pytaniem, czy, kiedy i jak rząd May poprosi o odsunięcie brexitu, na które musiałyby potem zgodzić się jednomyślnie wszystkie kraje UE.
Czytaj też: Jak wyjść z brexitu
Nawet jeśli Izba Gmin ostatecznie poparłaby umowę brexitową w obecnej formie (głosowanie jest planowane na okolice 12 marca), to po brytyjskiej stronie najpewniej zabrakłoby czasu na dokończenie pełnej ratyfikacji przed 29 marca. UE byłaby wówczas gotowa do – jak nazywają to unijni dyplomaci – „technicznego odroczenia” brexitu do końca czerwca (by dokończyć procedury ratyfikacyjne), czyli do momentu tuż przed pierwszym posiedzeniem nowego Parlamentu Europejskiego, wybranego w maju bez udziału Brytyjczyków, czyli i bez brytyjskich europosłów.
Szkopuł w tym, że „techniczne odroczenie” staje się wariantem coraz mniej prawdopodobnym. Premier May nie uzyska od Unii żadnych poważnych ustępstw w sprawie irlandzkiego „bezpiecznika”, który skazuje Brytyjczyków na unię celną z UE do czasu znalezienia innego sposobu na uniknięcie pobrexitowych kontroli granicznych między Irlandią i Irlandią Północną. Tymczasem twardzi brexiterzy wśród torysów nadal chcą odgórnego limitu czasowego dla tego „bezpiecznika”, a Unia może co najwyżej powtórzyć polityczne zobowiązanie (w dodatkowych aneksach, protokołach, preambułach do umowy brexitowej), że nie uznaje go za rozwiązanie docelowe, i może nawet dołączyć harmonogram rozmów, jak i czym go zastąpić. To oznacza, że jeśli torysowscy krytycy May nie odpuszczą swych czerwonych linii, umowa nie zyska w marcu aprobaty w Izbie Gmin, a zatem swoje uzasadnienie straci „techniczne odroczenie” brexitu. Co wtedy?
Jakie opcje brexitu wchodzą w grę
Wiele krajów Unii jest bardzo niechętnych przewlekaniu obecnej sytuacji i premier May zapewniającej w Brukseli, że ma spore szanse na zatwierdzenie umowy brexitowej, ale tuż potem przegrywającej kolejne głosowania w swym parlamencie. Wprawdzie Radzie Europejskiej byłoby niezręcznie odmówić May bezwarunkowego odroczenia brexitu o miesiąc czy dwa, ale Bruksela od dawna wysyła sygnały, że w razie prośby o odsunięcie brexitu chciałaby poznać jasny cel tej zwłoki. To mogłyby być nowe wybory w Wielkiej Brytanii, powtórne referendum albo – ta ostatnia opcja uchodzi teraz za najbardziej prawdopodobną – decyzja brytyjskiego rządu, by kleić w Izbie Gmin nową większość na rzecz brexitu, np. na bazie politycznej deklaracji, że podstawą pobrexitowych relacji UE–Londyn będzie stała i głęboka unia celna. Tego chce przecież wielu labourzystów oraz torysów spoza skrzydła twardych brexitowców.
Tyle że nawet ta ostania opcja (tworzenie koalicji w Izbie Gmin na rzecz miękkiego brexitu) może zająć więcej niż dwa–trzy miesiące. A Unia zdecydowanie chce uniknąć kilkukrotnego odraczania brexitu. By zredukować polityczne i gospodarcze zawirowania, wolałaby dać rządowi Wielkiej Brytanii od razu więcej czasu. Do niedawna w debatach urzędników i dyplomatów w Brukseli mówiono o odsunięciu brexitu np. do końca tego roku. I nasi rozmówcy nawet dziś, po publikacji „Guardiana”, uznają, że odwleczenie wyjścia aż do 2021 r. byłoby bardzo trudne do przeprowadzenia w Radzie Europejskiej. To m.in. w opinii Francuzów oznaczałoby strasznie długie przedłużanie niepewności dla biznesu, który i tak już od referendum brexitowego z 2016 r. nie wie, na jakich warunkach opierać swe średnioterminowe plany biznesowe, zwłaszcza w kontekście handlu z Wielką Brytanią.
Czy będą eurowybory w Wielkiej Brytanii?
Niezależnie od tego, czy brexit byłby odsuwany np. do końca tego roku, czy – w skrajnym wariancie – do przełomu 2020/21, Unia stanęłaby przed pytaniem, co z brytyjskimi miejscami w Parlamencie Europejskim. Jedna z analiz prawnych wskazuje, że „dobrowolny” brak brytyjskich europosłów nie pozbawiłby prawomocności decyzji Izby np. w razie pozwów do Trybunału Sprawiedliwości UE. Mimo to w Brukseli teraz przeważa przekonanie, że Brytyjczycy musieliby przeprowadzić eurowybory. Natomiast kraje Unii oczekiwałby od Londynu deklaracji neutralności przy tegorocznych kluczowych decyzjach Rady Europejskiej co do budżetu UE na lata 2021–27 i wyboru nowych szefów Komisji Europejskiej oraz Rady Europejskiej. Od referendalnej wygranej brexitu przedstawiciele Wielkiej Brytanii – ku niemałemu zaskoczeniu wielu innych krajów Unii – wciąż biorą bowiem bardzo czynny udział w tworzeniu, popieraniu bądź blokowaniu nowych przepisów w Radzie UE.
Czytaj także: Jak będzie wyglądał europarlament po wyborach? Są pierwsze sondaże