Świat

Bitwa o mur na granicy z Meksykiem potoczy się w sądach

Deklaracja Donalda Trumpa o stanie wyjątkowym (national emergency), która ma mu pozwolić uzyskać 8 mld dol. na budowę „muru” na granicy z Meksykiem bez zgody Kongresu, wywołała falę masowych protestów. Deklaracja Donalda Trumpa o stanie wyjątkowym (national emergency), która ma mu pozwolić uzyskać 8 mld dol. na budowę „muru” na granicy z Meksykiem bez zgody Kongresu, wywołała falę masowych protestów. Carolyn Kaster / East News
Temat muru i nielegalnej imigracji będzie dominować w zbliżającej się kampanii o reelekcję Donalda Trumpa.

Jak przewidywaliśmy, deklaracja Donalda Trumpa o stanie wyjątkowym (national emergency), która ma mu pozwolić uzyskać 8 mld dol. na budowę „muru” na granicy z Meksykiem bez zgody Kongresu, wywołała falę masowych protestów i pozwów sądowych kwestionujących legalność jego decyzji. W poniedziałek 16 stanów zaskarżyło ją do sądu federalnego w San Francisco w Kalifornii. Stanowi prokuratorzy generalni zarzucają prezydentowi naruszenie konstytucji, która mówi, że o wydatkach publicznych decyduje Kongres, a ten przyznał administracji na budowę muru tylko 1,375 mld dol. Trump nadużył władzy, uzurpując sobie kompetencje legislatury. Co więcej, uczynił to pod fałszywym pretekstem, uzasadniając national emergency rzekomym „kryzysem” na granicy z powodu „inwazji” nielegalnych imigrantów, podczas gdy skala nielegalnej imigracji jest dziś najniższa od 20 lat i wbrew twierdzeniom Trumpa nie ma wiele wspólnego z przestępczością, która też spadła, ani z przemytem narkotyków.

Trump wydaje pieniądze z budżetu, jak chce

Ogłaszając swoją deklarację, prezydent sam zresztą obnażył jej absurdalność, gdyż powiedział, że wcale „nie musiał tego zrobić” i chodziło mu tylko o przyspieszenie budowy muru. Prawdziwy stan zagrożenia kraju nie pozwalałby na wahania i arbitralność decyzji. Trump – co podkreślili prokuratorzy – do budowy swego wymarzonego muru chce użyć funduszy wyasygnowanych już na inne cele, jak walka z narkotykami i przestępczością, inwestycje w bazach wojskowych czy ochrona środowiska naturalnego, a więc na realne, poważne cele. W dodatku, jeżeli prezydent ma ochotę na uszczknięcie budżetu Pentagonu, można się obawiać, że zagrożone będą także np. środki na militarną obecność USA w Europie. Co na to miłośnicy Trumpa w Polsce?

Sędziowie sprzyjają Trumpowi

Chociaż większość Amerykanów nie popiera miliardowych wydatków na mur i cała argumentacja Trumpa obfituje w kłamstwa, w sporze przeniesionym na grunt sądowy nie stoi on wcale na straconej pozycji. Przeciwnicy deklaracji o emergency wygrają zapewne w sądzie w San Francisco, z reguły orzekającym w duchu liberalnym, i ewentualnie też w innych sądach niższych instancji, gdzie sprawa może trafić.

Epilog nastąpi jednak najpewniej dopiero w Sądzie Najwyższym, podobnie jak w wypadku sporu o sławetny prezydencki zakaz wjazdu do USA obywateli kilku krajów muzułmańskich. Jest to sąd zdominowany przez sędziów konserwatywnych, z tego dwóch nominowanych przez Trumpa. Poza tym w sprawach dotyczących bezpieczeństwa kraju, kiedy prezydenci ogłaszają stan wyjątkowy, amerykański SN w ostatnich dziesięcioleciach skłonny jest przyznawać rację prezydentowi, uznając, że bezpieczeństwo narodowe to domena władzy wykonawczej. Tak w każdym razie orzekł w kwestii „zakazu podróży” muzułmanów do USA, łagodząc dekret Trumpa, ale ostatecznie go zatwierdzając.

Czytaj także: Migranci cierpią i bez muru Trumpa

Mur na granicy z Meksykiem – argument w walce o reelekcję

Licytacja, która będzie się przeciągać miesiącami, oznacza, że temat muru i nielegalnej imigracji będzie dominować w zbliżającej się kampanii o reelekcję Trumpa. Odpowiada mu to, bo podsyca energię trzonu jego elektoratu – republikańskich ultrasów ze sztandarem America First. Argumentują oni, że przecież Obama też uzurpował sobie władzę przynależną Kongresowi, bo bez jego zgody pozwolił np. na przedłużenie pobytu w USA setkom tysiącom tzw. dreamers, czyli nielegalnych imigrantów, którzy przybyli do USA sprowadzeni tam jako dzieci przez swych rodziców. Tyle że w grę praktycznie nie wchodziły znaczące dodatkowe wydatki z budżetu, a więc swoim dekretem Obama nie naruszył świętej „kontroli portfela” przez legislaturę i w ogóle, broniąc dreamersów, nie szermował demagogią ani kłamstwami.

Czytaj także: Orędzie o stanie państwa, czyli Trumpa polityka miłości

Ponieważ wynik rozgrywki w sądach jest co najmniej niepewny, niezmiernie ważny będzie efekt najnowszego sporu w amerykańskim Kongresie. Demokraci w Izbie Reprezentantów zapowiedzieli już wniesienie pod głosowanie uchwały unieważniającej deklarację prezydenta. Mają tam większość, a część republikanów, także w Senacie – pozostającym pod kontrolą GOP – również uznaje decyzje Trumpa za niekonstytucyjne nadużycie władzy. Nie wiadomo jednak, czy starczy to do zdobycia większości dwóch trzecich głosów potrzebnej do uchylenia prezydenckiego weta. Poparcie deklaracji Trumpa przez lidera republikańskiej większości w Senacie Mitcha McConnella nie wróży dobrze. McConnell zrobi wszystko, by Trump tej batalii nie przegrał, bo w GOP ma wciąż najsilniejszą pozycję.

Nie usuną Trumpa

Pozostaje jeszcze, jak zauważają niektórzy prawnicy, opcja impeachmentu. Naruszenie konstytucji to wykroczenie kwalifikujące się do wytoczenia prezydentowi procesu w Kongresie i ewentualnego pozbawienia go urzędu. Ostatni wyczyn Trumpa nakłada się na poprzednie, z Kreml-gate na czele. Ale o impeachmencie decyduje Izba Reprezentantów, czyli politycy, którzy muszą przewidywać polityczne konsekwencje podobnego posunięcia. I chociaż lewica w Partii Demokratycznej nalega na taki krok, jej liderzy nie dopuszczą do tego, dopóki poparcie Trumpa przez GOP jest wystarczająco silne, by do usunięcia go przez Senat – do czego potrzeba dwóch trzecich głosów – nie doszło.

Czytaj także: Czy Trumpowi grozi impeachment? Nie tak prędko

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Interesy Mastalerka: film porażka i układy z Solorzem. „Szykuje ewakuację przed kłopotami”

Marcin Mastalerek, zwany wiceprezydentem, jest także scenarzystą i producentem filmowym. Te filmy nie zarobiły pieniędzy w kinach, ale u państwowych sponsorów. Teraz Masta pisze dla siebie kolejny scenariusz biznesowy i polityczny.

Anna Dąbrowska
15.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną