Świat

Warszawska konferencja nam w Unii mocno nie zaszkodzi

Sekretarz stanu Mike Pompeo i szef MSZ Jacek Czaputowicz w Warszawie Sekretarz stanu Mike Pompeo i szef MSZ Jacek Czaputowicz w Warszawie Tymon Markowski / MSZ
Główne kraje Unii wolałyby, by USA nie organizowały w Warszawie imprezy poświęconej głównie Iranowi. Ale skoro Polska trzyma się unijnej linii wobec Teheranu, to konferencja nie stanie się dużym obciążeniem w relacjach z Europą.

Decyzja prezydenta Donalda Trumpa o wyjściu USA z porozumienia o programie atomowym z Iranem (JCPOA) postawiła już w 2018 r. kraje Unii przed wyborem. Mogą wraz z Niemcami, Francją i Wielką Brytanią popierać nadal to porozumienie albo – przynajmniej retorycznie – wesprzeć przywrócenie sankcji USA na Iran.

Czytaj też: O Iranie w Warszawie

Europa wciąż układa się z Iranem

Choć w Brukseli natychmiast zaczęto patrzeć podejrzliwie na Warszawę, to Polska bez szemrania poparła wspólne działania Europy w sprawie irańskiego porozumienia. Rząd Mateusza Morawieckiego nie przeciwstawiał się w 2018 r. przyjęciu „regulacji blokującej”, której celem miałoby być chronienie firm z Unii przed sankcjami USA za biznes w Iranie. Co więcej, minister Jacek Czaputowicz przed dziesięcioma dniami – znów bez zastrzeżeń – poparł deklarację Rady Unii Europejskiej co do Iranu.

Zwłaszcza Francja jest od wielu miesięcy przekonana, że strategicznym celem Trumpa jest podzielenie Unii w wielu obszarach gospodarki i polityki międzynarodowej. A zatem szczególnie Paryż, przy poparciu Londynu i Berlina, parł do przyjęcia deklaracji Rady Unii o Iranie jeszcze przed konferencją bliskowschodnią w Warszawie.

„Chcemy pokazać, że Europa będzie trwać przy wspólnej linii wobec Teheranu” – tłumaczyli francuscy dyplomaci. Deklaracja powtarza przywiązanie krajów Unii do irańskiego porozumienia, podkreśla fakt wywiązywania się Iranu z „zobowiązań dotyczących kwestii jądrowych” i wyraża „głębokie ubolewanie” w związku z ponownym nałożeniem sankcji przez USA.

Reklama