Ambasador Christian Masset, szefujący francuskiemu przedstawicielstwu w Rzymie od września 2017 r., został wezwany w czwartek na naradę do Pałacu Elizejskiego. To reakcja na wizytę we Francji włoskiego wicepremiera i ministra pracy Luigiego Di Maio, który we wtorek przyjechał do Paryża na rozmowy z przywódcami ruchu tzw. żółtych kamizelek. W podróży za zachodnią granicę towarzyszył mu Alessandro Di Battista, deputowany do parlamentu i jeden z przywódców populistycznego Ruchu Pięciu Gwiazd. Wycieczka włoskiego wicepremiera wzbudziła we Francji wiele kontrowersji, przede wszystkim dlatego, że nie do końca wiadomo było, po co w ogóle tam pojechał.
Rozmowy ze związkowcami i protestującymi Paryż odebrał jako próbę ingerencji w wewnętrzną politykę Francji. Z kolei towarzystwo Di Battisty sprawiało, że obecność Di Maio nie była rozpatrywana w kategoriach oficjalnej wizyty międzyrządowej wysokiego szczebla, a jedynie partyjnego wyjazdu w celu zbijania partykularnego kapitału politycznego. Nie jest bowiem tajemnicą, że Ruch Pięciu Gwiazd przygotowuje się do majowych wyborów do europarlamentu, próbując stworzyć międzynarodową koalicję ruchów antysystemowych. A żółte kamizelki, których postulaty powoli znajdują naśladowców również w innych krajach Starego Kontynentu, do europejskiego projektu Di Maio nadawałyby się idealnie.
Oggi con @ale_dibattista abbiamo fatto un salto in Francia e abbiamo incontrato il leader dei gilet gialli Cristophe Chalençon e i candidati alle elezioni europee della lista RIC di Ingrid Levavasseur.
— Luigi Di Maio (@luigidimaio) 5 lutego 2019
Il vento del cambiamento ha valicato le Alpi. pic.twitter.com/G8E0ypLalX
Salvini uderza w Macrona z powodu uchodźców
Wydarzenia z bieżącego tygodnia to jednak tylko ostatnia odsłona dyplomatycznej degrengolady, jaką w ostatnich miesiącach stają się bilateralne stosunki Włoch i Francji. Kryzys wywołał jeszcze w ubiegłym roku drugi z wicepremierów Matteo Salvini, zdecydowanie bardziej zaczepny w swoich publicznych wystąpieniach. Przewodniczący skrajnie prawicowej Ligi (dawniej znanej jako Liga Północna) krytykował Emmanuela Macrona za jego zdaniem pełną hipokryzji politykę Pałacu Elizejskiego wobec migrantów. Salvini zarzuca francuskiemu rządowi, że nie chce wspomóc w odciążeniu południowych krajów, zwłaszcza Włoch, Hiszpanii i Grecji, odmawiając przyjęcia do siebie większej liczby uchodźców, jednocześnie prowadząc w Afryce „ekspansywną, neokolonialną politykę wyzysku”, która leży u źródeł kryzysu migracyjnego. Samego Macrona potraktował dość bezpardonowo na Twitterze, gdzie w serii wpisów stwierdził, że francuski prezydent „traktuje uchodźców jak bestie”. Wyraził też nadzieję, że tamtejsze społeczeństwo „szybko uwolni się od tak fatalnego przywódcy”.
Emmanuel Macron nie pozostał mu dłużny, nazywając politykę wewnętrzną Włoch pod rządami Salviniego „strategią wywołującą mdłości”. W sukurs przyszedł mu też unijny komisarz ds. ekonomicznych i finansowych Francuz Pierre Moscovici, który zagroził Rzymowi karami finansowymi za łamanie unijnych ustaleń polityki migracyjnej. Moscovici wszedł już zresztą w zwarcie z Salvinim w lecie ubiegłego roku, kiedy włoski rząd pierwszy raz groził blokadą procesu uchwalenia unijnego budżetu z powodu niesprawiedliwego zdaniem Rzymu podziału obowiązków wobec uchodźców.
Bilateralne stosunki Francji i Włoch zagrożone
Wizyta Di Maio wyczerpała cierpliwość Macrona. Wezwanie ambasadora na konsultacje zostało błyskawicznie odebrane jako dowód, że Francja nie zamierza Włochom dłużej pobłażać. W dyplomacji zabieg ten uważany jest za jedno z najpoważniejszych ostrzeżeń wobec kraju, z którym jest się w konflikcie. Dodatkowo Pałac Elizejski wycofanie ambasadora opakował w oświadczenie prasowe, w którym krytyka ze strony włoskiego rządu została nazwana „bezprecedensową od czasów II wojny światowej”. Salviniemu i Di Maio zarzucono nie tylko mieszanie się do wewnętrznych spraw Francji i chęć zaogniania tamtejszych kryzysów społecznych, ale również działanie na szkodę mających olbrzymie tradycje stosunków bilateralnych obu krajów. Biorąc pod uwagę, że oba rządy regularnie ścierają się również na forum unijnym, gdzie Macron jest jednym z głównych adwokatów głębszej integracji wewnątrz wspólnoty, podczas gdy Salvini chce tworzyć koalicję antyfederacyjnych „suwerennościowców”, ciężko spodziewać się załagodzenia sporu w najbliższych tygodniach.
Czytaj także: Po co Matteo Salvini przyjeżdża do Warszawy?
Kolej szybkich prędkości zarzewiem francusko-włoskiego konfliktu?
A może ono okazać się niezbędne, bo czy wszystkim trzem panom się to podoba, czy nie, Francja i Włochy muszą obok siebie współistnieć. Łączy ich nie tylko sąsiedztwo czy członkostwo w Unii, ale też szereg dwustronnych projektów. I być może tutaj właśnie należy szukać praprzyczyny bieżącego konfliktu. Jednym z najbardziej kontrowersyjnych przedsięwzięć angażujących oba kraje w ostatnich latach jest rozpoczęta już budowa linii kolei szybkich prędkości na trasie Turyn–Lyon. Dokładniej rzecz ujmując, osią sporu jest planowany na 56 km długości tunel pod Alpami, kluczowy element inwestycji. Nowy odcinek kolejowy ma być uzupełnieniem europejskiej siatki szybkich połączeń i zredukować czas podróży z Mediolanu do Paryża z siedmiu do czterech godzin. W ten sposób ma stać się bardziej ekologiczną alternatywą dla ruchu samochodowego i lotniczego na tej trasie. Problem w tym, że obie strony zaczynają co do tunelu mieć odmienne stanowiska.
Choć inwestycja w fazie projektowej istnieje już od prawie 20 lat, pierwszą wiążącą umowę w tej sprawie podpisano dopiero w 2016 r. Sytuacja polityczna w obu krajach była wówczas skrajnie różna od obecnej. Zarówno we Francji, jak i we Włoszech władzę sprawowały lewicowe rządy, odpowiednio François Hollande’a i Matteo Renziego. I podczas gdy Emmanuel Macron po kilku miesiącach dodatkowych analiz zdecydował się kontynuować wart ponad 9 mld euro projekt, włoski rząd wcisnął hamulec. Przedsięwzięciu sprzeciwia się przede wszystkim Ruch Pięciu Gwiazd, który ze wstrzymania budowy tunelu uczynił nawet jeden ze swoich głównych postulatów wyborczych w ubiegłorocznej kampanii.
Czytaj także: Włoscy populiści wygrali wybory dzięki aktywności w internecie
Zdaniem reprezentującego populistów ministra infrastruktury Danilo Toninellego koszty inwestycji są mocno zaniżone i cała linia może kosztować nawet 25 mld euro, czyli prawie trzy razy więcej, niż wynosi obecny kosztorys. Toninelli uważa, że budowa tunelu nie ma sensu ekonomicznego, bo nowe połączenie nie będzie generować odpowiednio wysokich zysków. Stanowi też duże zagrożenie dla środowiska naturalnego. Dla Ruchu Pięciu Gwiazd zablokowanie dalszego wiercenia jest tak ważne, że grożą nawet zerwaniem koalicji i wyjściem z rządu, jeśli budowa będzie kontynuowana.
Na konflikcie tracą wszyscy
Na Rzym naciska w tej sprawie nie tylko Paryż, ale i Unia Europejska, gotowa pokryć nawet do 50 proc. kosztów projektu. Jeśli Włosi nie zgodzą się na dalsze prace, prawdopodobnie będą musieli oddać kilkaset milionów euro już przyjętego wsparcia z Brukseli. Co więcej, Di Maio znajduje się w klinczu, bo tunelu chce nawet Salvini. Biorąc zatem pod uwagę wszystkie zmienne w tym równaniu, kompromis jest konieczny, bo na dalszym konflikcie stracą wszystkie zaangażowane strony.