Theresa May spotkała się w czwartek w Brukseli z przewodniczącym Rady Europejskiej Donaldem Tuskiem i szefem Komisji Europejskiej Jeanem-Claude’em Junckerem.
Czytaj też: Jak wyjść z brexitu
Brytyjska premier – jak napisano we wspólnym oświadczeniu May i Junckera – wyjaśniała motywy Izby Gmin domagającej się „prawnie wiążących zmian w warunkach” irlandzkiego „bezpiecznika” (tzw. backstopu). A Juncker powtórzył, że uzgodniony w listopadzie 2018 r. projekt umowy UE–Londyn o brexicie nie może być renegocjowany. Natomiast możliwe są zmiany w dołączonej do tej umowy „deklaracji politycznej” o przyszłych relacjach między Wielką Brytanią i Londynem.
Szukanie porozumienia i winnych
Pod względem twardych faktów to absolutnie nic nowego. Mimo to w Brukseli nieco rozwiały się obawy, że „planem B” premier May jest już wyłącznie próba przeczekania Unii w nadziei na jej ustępstwa w ostatniej chwili. A w razie ich braku – zrzucenie na UE całej winy za brexit bez umowy rozwodowej.
Środowe słowa Tuska o „miejscu w piekle” dla tych, którzy wypromowali brexit bez planu na jego przeprowadzenie, były już elementem tej gry o prawdę co do odpowiedzialności za zbliżający się chaos. A jednak w rezultacie wizyty May zapowiedziano jej powtórne rozmowy z Junckerem przed końcem lutego (wcześniej przywódcy UE spotkają się z okazji szczytu z krajami arabskimi w Szarm el-Szejk). A do pracy wracają brexitowe zespoły negocjacyjne ze strony Unii i Wielkiej Brytanii.
Czytaj też: Brytyjski „plan B” na brexit? Zupełnie jak „plan A”
Co zrobić z „bezpiecznikiem” irlandzkim
Irlandzki „bezpiecznik”, najbardziej zapalny punkt umowy brexitowej, skazuje Brytyjczyków na unię celną z UE oraz wprowadza nieco odrębny status Irlandii Północnej w ramach Wielkiej Brytanii (m.in. co do respektowania unijnych standardów) aż do czasu znalezienia innego sposobu na uniknięcie kontroli granicznych między unijną Irlandią oraz brytyjską Irlandią Północną.
Premier May w zeszłym tygodniu postawiła jedność torysów ponad wynegocjowaną przez siebie umową i dołączyła do apeli twardych brexitowców, by „bezpiecznik” z góry ograniczyć w czasie, zagwarantować Wielkiej Brytanii prawo jednostronnego porzucenia tego „bezpiecznika” po określonym okresie lub podmienić go w umowie brexitowej na inne rozwiązanie co do granicy. Tyle że Unia na to się nie zgodzi.
Czytaj też: Brytyjczycy się kłócą, dla Unii sprawa zamknięta
Pomysły na limitowanie „bezpiecznika” były w 2018 r. wiele razy dyskutowane przez Londyn oraz Brukselę i niezmiennie odrzucane przez UE. Ale Unia m.in. w styczniowym piśmie Junckera i Tuska do May zapewniała, że postrzega „bezpiecznik” jako rozwiązanie tymczasowe i chce szybkiego znalezienia innych sposobów na uniknięcie „twardej granicy” w Irlandii.
Teraz wydaje się, że Bruksela byłaby gotowa na wzmocnienie tych politycznych deklaracji wobec Londynu nawet za pomocą „wiążącego” protokołu czy zapisu w „deklaracji politycznej” o harmonogramie szybkich rokowań na temat rozwiązań pozwalających na uniknięcie użycia „bezpiecznika” (choć bez odgórnego limitu w czasie).
Pomoże opozycyjna Partia Pracy?
Ale czy premier May zdołałaby przeprowadzić przez Izbę Gmin tak „opakowaną” umowę brexitową? Koalicja parlamentarna May (torysi i irlandzcy unioniści z DUP) obecnie nie daje na to widoków. Jednak premier mogłaby – na co liczy teraz Bruksela – szukać poparcia u opozycji. Szef labourzystów Jeremy Corbyn wczoraj przedstawił swe warunki poparcia dla umowy brexitowej – żaden nie wymaga renegocjacji umowy, a ze strony Unii większość dałoby się wpisać do „deklaracji politycznej”.
Oczywiście, nie ma mowy np. o prawie głosu Londynu co do przyszłych umów handlowych UE (w ramach stałej unii celnej UE–Wielka Brytania, której chce Corbyn). Jednak można sobie wyobrazić zgodę Brukseli na stały mechanizm (niewiążących) konsultacji między Brukselą i Londynem. A w dodatku stała unia celna uczyniłaby „bezpiecznik” mniej toksycznym dla Brytyjczyków.
Czytaj też: May przegrała historyczne głosowanie
„Deklaracja polityczna” po stronie UE nie wymaga ratyfikacji, bo nie ma wartości prawnej umowy międzynarodowej, ale Izba Gmin zastrzegła sobie prawo do głosowania w jej sprawie. A Corbyn chciałby wręcz uprzedniego wpisania swych warunków do brytyjskich ustaw, z czym trudno byłoby zdążyć przed brexitem wyznaczonym na 29 marca.
Jednak kraje UE – dla ułatwienia takiego „zmiękczenia” brexitu (np. stała unia celna) i uporządkowanego wyjścia Londynu z Unii – prawie na pewno zgodziłyby się na odroczenie brexitu do końca czerwca (przed pierwszym posiedzeniem nowego europarlamentu bez Brytyjczyków). Pozostaje pytanie, czy May pójdzie na szukanie ponadpartyjnej koalicji co do kształtu brexitu kosztem jeszcze większego zaostrzenia podziałów wewnętrznych u torysów. Bruksela po wizycie May wciąż nie skreśla takiego scenariusza.
Czytaj też: Jak twardy brexit wpłynie na gospodarkę