Świat

Jedna z nich może zostać pierwszą prezydentką USA

Jedna z nich może zostać pierwszą prezydentką USA. Od lewej Kamala Harris, Tulsi Gabbard Kirsten Gillibrand, Elizabeth Warren. Jedna z nich może zostać pierwszą prezydentką USA. Od lewej Kamala Harris, Tulsi Gabbard Kirsten Gillibrand, Elizabeth Warren. KŻ / Polityka
Kampanie prawyborcze w Partii Demokratycznej już ruszyły. Póki co mamy cztery kandydatki i czterech kandydatów na demokratyczną prezydentkę/prezydenta 2020. Dzisiaj porozmawiamy o paniach.

Pierwsza była Elizabeth Warren, była profesorka prawa na Harvardzie, a następnie progresywna senatorka z Massachusetts słynąca z ostrych ataków na Wall Street. Warren ogłosiła początek swojej kampanii w Sylwestra i póki co jest najbardziej rozpoznawalną twarzą wśród kandydatów. Osią jej kampanii jest, jak się wydaje, gruntowna przebudowa kapitalizmu i odbudowa klasy średniej. To stawia ją dokładnie w połowie drogi między dotychczasowym jądrem partii (Nancy Pelosi, Chuck Schumer, do niedawna Hilary Clinton), które ma za dużo powiązań ze światem biznesu, żeby otwarcie krytykować współczesny kapitalizm, a młodą progresywną lewicą, która właśnie weszła do Kongresu i domaga się rewolucji.

Elizabeth Warren ma konkretny plan

Teraz, kiedy Partia Demokratyczna przesuwa się coraz bardziej na lewo, Warren może się okazać bezpiecznym centrum. Poza tym w odróżnieniu od większości kandydatów ma całkiem konkretny plan działania i przeszłość, która pokazuje, że umie przełożyć teorię na praktykę. Skromne początki Warren, która dość późno z matki i żony nagle stała się jednym z najlepszych speców od bankructwa w stanie Oklahoma, dodają całej historii uroku. Niektórzy twierdzą, że Warren reprezentuje ten sam ekonomiczny populizm co Bernie Sanders (uwielbiany przez młodych socjaldemokrata, który starł się z Clinton w prawyborach 2016), lecz ma dużo konkretniejsze plany, jak zabrać się za banki i wielkie koncerny. Jej specjalnością ma być rozbijanie monopolu.

Kirsten Gillibrand głośno o molestowaniu

Kirsten Gillibrand dołączyła do wyścigu w połowie stycznia. Gillibrand jest senatorką z Nowego Jorku, która zaczynała karierę polityczną z dosyć konserwatywnych pozycji. Zanim weszła w świat polityki, była typowym korporacyjnym prawnikiem na Manhattanie. Swój udział w kampanii ogłosiła w wieczornym programie komediowym Stevena Colberta – to pokazuje, co stanowi centrum elektoratu, w który celuje: młodzi ludzie, przede wszystkim kobiety.

Szeroko rozumiane prawa kobiet to domena Gillibrand. Zasłynęła, walcząc z molestowaniem kobiet w amerykańskim wojsku, a gdy ruch #MeToo walczący z molestowaniem seksualnym kobiet w pracy nabrał tempa, nie zawahała się mówić o obecności tego problemu w samym Kongresie. Zasłynęła z ostrego stanowiska wobec swojego partyjnego kolegi, senatora Ala Frankena, który był oskarżony o niewłaściwe zachowania i zmuszony do dymisji. Gdy zapytano ją o to, jak wobec tego widzi „przygody” z kobietami Billa Clintona, Gillibrand również nie zawahała się go potępić. Warto podkreślić, że Gillibrand była bliską podopieczną Clintonów, więc był to odważny i ryzykowany ruch z jej strony.

Czytaj także: 50 wpływowych mężczyzn i 1 kobieta, którzy stracili pracę w wyniku akcji #MeToo

Gillibrand przedstawia się przede wszystkim jako młoda matka, które chce reprezentować amerykańskie kobiety. Lecz dla wielu to za mało na polityczny program, w dodatku Gillibrand ma finansowe powiązania z Wall Street, które dyskwalifikują ją w oczach progresywnej lewicy. Senatorka z Nowego Jorku stara się nadążyć za młodymi w partii, ale na ile jej zaangażowanie w progresywną agendę jest autentyczne? Gdy zaczynała swoją karierę, broniła prawa do posiadania broni. Obecnie prezentuje się jako zwolenniczka surowych regulacji. I jako polityk, który umie się dogadywać z republikanami, nawet z Tedem Cruzem, oświadczyła w programie Colberta, przywołując nazwisko jednego z najmniej lubianych republikanów w Waszyngtonie. Gillibrand jest następczynią Hillary Clinton – to Clinton sprawiła, że zainteresowała się polityką, a wiele lat później przejęła po niej fotel senatora w Nowym Jorku.

Kamala Harris, umiarkowana liberałka

Kamala Harris, czarnoskóra gwiazda Senatu, wystartowała jako trzecia. Harris lubi przedstawiać się jako progresywna prokuratorka, ale już teraz pojawiają się głosy, że z tym progresywizmem w jej karierze było różnie. W liberalnych mediach sporo mówi się o tym, że jako prokurator – najpierw okręgowy dla miasta San Francisco, a potem generalny dla całej Kalifornii – tamowała progresywne reformy, uniewinnienia niesłusznie skazanych i wyciszała skandale w ramach kierowanej przez siebie instytucji.

Z kolei Harris widzi się, jak napisała w swojej książceThe Truths We Hold” (Prawdy, których się trzymamy), jako spadkobierczyni prokuratorskiej tradycji Południa, tej, która zlikwidowała Ku Klux Klan. Jednak poza tym, że Kamala umie groźnie zmarszczyć brew – o czym naród przekonał się podczas przesłuchania oskarżonego o molestowanie seksualne sędziego Kavanaugh w sierpniu ubiegłego roku – nie bardzo wiadomo, co stanowi jej polityczny program. Niewątpliwie mamy tu do czynienia z ogromną osobistą ambicją, jednak programowo Harris nie odbiega od poprzedniego pokolenia umiarkowanych liberałów. Z pewnością nie zamierza reformować Partii Demokratycznej i trudno będzie się jej dogadać z bardziej progresywną lewicą. Według Harris wina za polityczną kondycję Ameryki leży wyłącznie po stronie republikanów. Oczywiście, byłoby fantastycznie zobaczyć czarnoskórą kobietę jako prezydentkę Stanów Zjednoczonych w 2020 r. Pytanie, za jaką cenę.

Tulsi Gabbard z niewielkim doświadczeniem

Wreszcie Tulsi Gabbard, posłanka z Hawajów. Ma dopiero 37 lat i niesamowite ambicje. Jej specjalnością z kolei jest wojenny izolacjonizm. Sama jest weteranką po dwóch misjach na Bliskim Wschodzie. Odkąd zaczęła reprezentować Hawaje, głośno opowiada się przeciw typowemu dla XX-wiecznej Ameryki „zmieniania reżimów” – czyli militarnej interwencji USA w politykę obcych państw.

W 2016 r. poparła Berniego Sandersa, który prezentował na tamten czas najbardziej izolacjonistyczne stanowisko. Gabbard ma oczywiście niewielkie polityczne doświadczenie, co z pewnością odstraszy sporą grupę wyborców. Jest też parę kontrowersji. Gabbard, która zawsze głośno wypowiadała się przeciw amerykańskiej interwencji w Syrii, w 2017 r. spotkała się z syryjskim dyktatorem Baszarem al-Asadem, łamiąc szeregi partii. Bardziej progresywnym demokratom nie pasuje zaś to, że jako posłanka otrzymywała dotacje od największych producentów broni w USA. Gdyby – jakimś cudem – wygrała, Gabbard byłaby najmłodszą osobą piastującą urząd prezydenta USA. W chwili objęcia urzędu miałaby zaledwie 39 lat.

Jedna z tych kobiet – bo być może kandydatek będzie więcej – ma szansę na nominację Partii Demokratycznej i prezydenturę 2020.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Sport

Kryzys Igi: jak głęboki? Wersje zdarzeń są dwie. Po długiej przerwie Polka wraca na kort

Iga Świątek wraca na korty po dwumiesięcznym niebycie na prestiżowy turniej mistrzyń. Towarzyszy jej nowy belgijski trener, lecz przede wszystkim pytania: co się stało i jak ta nieobecność z własnego wyboru jej się przysłużyła?

Marcin Piątek
02.11.2024
Reklama