Zapewnienie bezpieczeństwa energetycznego, w tym wypadku akurat rozumianego bardzo dosłownie, jest jednym z największych wyzwań rządu federalnego w Meksyku. Nielegalne odwierty, podłączanie się do państwowej sieci rurociągów i kradzieże ropy naftowej w ostatnich latach osiągnęły trudne do wyobrażenia rozmiary.
Kradzież ropy niebezpieczna dla kraju i dla... złodziejów
Według danych spółki Pemex, kontrolowanego przez państwo giganta paliwowego, w samym 2017 r. zlokalizowano ponad 10 tys. przypadków podbierania ropy z instalacji przepływowych. Straty szacuje się na astronomiczną sumę ponad 3 mld dol. Składa się na to nie tylko wartość skradzionego paliwa, ale też koszty renowacji instalacji i zwiększenia liczby patroli policji federalnej wzdłuż rurociągów.
Zjawisko nabiera intensywności. Rok wcześniej nielegalnych podpięć było nieco ponad 6 tys., a w 2013 r. – tylko 1635. Wiele z tych prób kradzieży ma tragiczne konsekwencje. Ropę podbierają przede wszystkim meksykańskie gangi, coraz bardziej dywersyfikujące źródła przychodów. Nierzadko zdarza się jednak, że do ropociągów podłączają się grupy sąsiadów czy nawet pojedynczy złodzieje, niemający najczęściej pojęcia o funkcjonowaniu instalacji ani o tym, jak zapewnić – również sobie samym – bezpieczeństwo.
Czytaj także: Meksykańska polityka coraz mocniej ocieka krwią
Kradzież ropy skutkuje wzrostem cen paliwa
Nie inaczej było wczoraj. Choć dokładne przyczyny wybuchu nie są jeszcze znane, według doniesień agencji AFP tragedię zapoczątkował niezabezpieczony wyciek ropy. Najpewniej w ostatnich dniach w rurociągu nieopodal miejscowości Tlahuelilpan w stanie Hidalgo, godzinę od centrum Mexico City, złodzieje dokonali wwiertu w instalację Pemexu i zostawili wyrwę w rurociągu, z której wciąż wyciekała ropa. Wieść rozeszła się po okolicy. Już od czwartku mieszkańcy Tlahuelilpan napełniali prywatne kanistry. Część robiła to zapewne na własny rachunek, inni planowali odsprzedać surowiec na czarnym rynku.
W 2018 r. władze federalne przeprowadziły ponad 2 tys. operacji przeciwko tzw. Huachicoleros, czyli złodziejom paliwa. Zamknięto prawie 100 stacji benzynowych w całym kraju. Od kilku lat ceny paliwa rosną o kilkanaście–kilkadziesiąt procent w skali roku. Wszystko to powoduje, że gospodarka energetyczna kraju zamienia się w samonapędzającą się katastrofę. Pemex traci ropę, więc na niej nie zarabia. Dodatkowo ponosi koszty reparacji i często sowicie opłacanej prywatnej ochrony. Straty odbija sobie na cenach paliwa, na które coraz więcej Meksykanów, zwłaszcza na terenach wiejskich, zwyczajnie nie stać. Nasilają się zatem kradzieże. W konsekwencji dostawy ropy stają się coraz bardziej rozregulowane i na stacjach zaczyna brakować paliwa. Ludzie decydują się wtedy pobierać je bezpośrednio z ropociągów, ryzykując życie.
AMLO chce walczyć ze złodziejami surowców
We wczorajszej eksplozji zginęło 66 osób, choć liczba ta może szybko ulec zmianie; w okolicznych szpitalach przebywa prawie setka rannych, wielu z nich w stanie ciężkim lub krytycznym. Najmłodsza ofiara miała 12 lat. Nie ma na razie śladów działalności zorganizowanych grup przestępczych – osoby, które zginęły, to niemal wyłącznie mieszkańcy okolicznych osad.
Bezpośrednim powodem zjawienia się ich w tak licznej grupie, w kilku przypadkach nawet całymi rodzinami, miały być właśnie braki na lokalnych stacjach benzynowych. W tak bogatym w surowce naturalne kraju na pierwszy rzut oka wydają się one absurdem, ale wynikają przede wszystkim z polityki nowego rządu. Ponieważ w stanie Hidalgo, gdzie znajduje się Tlahuelilpan, działają w większości stacje krajowych dystrybutorów, wiele z nich czerpało paliwo z nielegalnych źródeł.
Wybrany w ubiegłym roku prezydent Andres Manuel Lopez Obrador z walki z surowcowymi przestępcami uczynił jeden z priorytetów. Już od pierwszych dni po zaprzysiężeniu 1 grudnia zaostrzył kary za kradzieże ropy i zwiększył liczbę patroli. Wynikiem był chwilowy spadek wycieków, co jednak przełożyło się na pustki na stacjach. W ubiegłym tygodniu władze stanu Guanajuato w środkowym Meksyku ogłosiły, że aż 70 stacji benzynowych zacznie importować benzynę ze Stanów Zjednoczonych, najczęściej drogą kolejową. Wśród operatorów, którzy zdecydowali się przełączyć na amerykańską ropę, tym samym uniezależniając się od Pemexu, są m.in. ExxonMobil i francuski Total. Coraz większą rolę na lokalnym rynku odgrywa też BP, które ma w Meksyku już ponad 500 punktów sprzedaży.
Zagraniczne koncerny coraz mniej ufają meksykańskiemu dostawcy, również z powodu licznych skandali korupcyjnych w państwowym gigancie oraz przypadków pracowników Pemexu zaangażowanych w kradzież ropy. Kryzys się pogłębia.
Czytaj także: W USA ropa jest tańsza niż woda mineralna
Pożary w meksykańskiej administracji
Na tragedię błyskawicznie zareagował Lopez Obrador, dla którego był to kolejny dowód słuszności jego strategii. „Wybuch w Tlahuelilpan to lekcja dla nas wszystkich. Wczoraj tragedia zdarzyła się w stanie Hidalgo, ale jutro powtórzyć się może gdziekolwiek w Meksyku” – powiedział w telewizyjnym wystąpieniu.
Dodał też, że będzie namawiał szefów Pemexu do zmiany sposobu dystrybucji paliwa w interiorze kraju i częstszego korzystania z transportu kolejowego i drogowego. Rząd zamierza wspomóc dywersyfikację dystrybucji inwestycjami infrastrukturalnymi. Wiele uboższych regionów jest bowiem praktycznie odizolowanych od roponośnego wybrzeża atlantyckiego, a sieć połączeń kolejowych nie była rozwijana od połowy ubiegłego wieku.
Rozwój infrastruktury, wyrównanie nierówności między regionami i zwiększenie bezpieczeństwa, nie tylko energetycznego, były filarami kampanii, która wyniosła Lopeza Obradora do władzy. Już w pierwszym miesiącu urzędowania musi zmierzyć się z wyzwaniem łączącymi wszystkie te trzy płaszczyzny. Najbliższe tygodnie pokażą, czy polityczne i gospodarcze pożary meksykańskiej administracji uda się ugasić równie szybko, co te powstałe w wyniku wybuchu.
Czytaj także: Kolejne ofiary politycznych zabójstw w Meksyku