Rekordowo długi częściowy paraliż amerykańskiej administracji rządowej, tzw. shutdown, trwa już prawie miesiąc, a tymczasem dwie najważniejsze postacie politycznego konfliktu w USA, prezydent Donald Trump i przewodnicząca Izby Reprezentantów Nancy Pelosi, aby pokazać swoją władzę, zdecydowały się na bezprecedensowe kroki. Najpierw Pelosi zwróciła się do prezydenta o odłożenie na później tradycyjnego, corocznego orędzia o stanie państwa wyznaczonego na 29 stycznia albo nawet przedstawienie go tylko na piśmie, bez wygłaszania w Kongresie. W odpowiedzi Trump zablokował podróż Pelosi i innych członków federalnej legislatury do Brukseli i Afganistanu, gdzie mieli oni spotkać się z walczącymi tam żołnierzami, odmawiając delegacji wojskowego samolotu.
Orędzie i samolot, czyli przeciąganie liny
Spór przypomina trochę kłótnie prezydenta i premiera pewnego środkowoeuropejskiego państwa w latach 2005–07 o krzesła i rządowy samolot, ponieważ jak wtedy, tak teraz w Waszyngtonie argumenty podawane przez obie strony nie dadzą się obronić i widać, że chodzi głównie o to, by pokazać, kto tu jest silny. Biuro przewodniczącej Izby Reprezentantów powołało się na shutdown, wyrażając wątpliwości, czy wskutek odesłania części pracowników na bezpłatny urlop można będzie zabezpieczyć Kapitol w czasie przemówienia prezydenta; departament bezpieczeństwa odpowiedział natychmiast, że oczywiście można. Nazajutrz delegacja Kongresu z Pelosi już w autobusie wyruszającym na lotnisko dowiedziała się, że samolotu nie dostanie, a w liście do pani przewodniczącej prezydent oświadczył, że zamiast wyjeżdżać z kraju, powinna negocjować z nim, jak zakończyć shutdown, spowodowany – przypomnijmy – jego odmową zatwierdzenia budżetu, bo demokraci nie chcą zgodzić się na wydatek 5,6 mld dol. na budowę muru na granicy z Meksykiem.
Pelosi zaapelowała o odroczenie orędzia, bo zawsze i dla każdego prezydenta stanowi ono doskonałą platformę do przekonania społeczeństwa do swoich racji. Nie ma wątpliwości, że i Trump skorzysta z tej okazji, a orędzie zwykle podnosi prezydentom słupki sondażowe. Pelosi napisała, że w przesunięciu terminu albo w rezygnacji z wygłoszenia mowy nie byłoby nic nadzwyczajnego, bo nie dyktuje tego konstytucja, co jest prawdą – ale z drugiej strony orędzie w Kongresie to tradycja przestrzegana od ponad 100 lat, od kiedy wprowadził ją prezydent Woodrow Wilson, i odejście od niej byłoby spektakularnym wydarzeniem podkreślającym kryzysową sytuację w USA. Z kolei wypominanie Pelosi przez Trumpa, że nie opuszcza się kraju w czasie shutdownu, też nie ma sensu, gdyż sam wyjeżdżał niedawno do Iraku, już w czasie rządowego paraliżu. Biały Dom zaznaczył, że pani przewodnicząca i jej delegacja mogą, jeśli zechcą, lecieć normalnym rejsowym samolotem, co zabrzmiało już jak żart, gdyż do Afganistanu trzeba lecieć samolotem Pentagonu ze względów bezpieczeństwa.
Czytaj także: Czas apokalipsy według Trumpa
800 tys. urzędników bez pensji
Ostatecznie rzecz sprowadza się do wymiany złośliwości i napinania muskułów, i tak oceniają pojedynek komentatorzy i politycy. Prezydenta skrytykował nawet popierający go zwykle republikański senator Lindsey Graham, mówiąc, że „jedno dziecinne posunięcie (Pelosi) nie usprawiedliwia drugiego (Trumpa)”. A shutdown trwa w najlepsze, 800 tys. pracowników administracji federalnej przebywa na urlopach albo pracuje za darmo, i nie widać, jak miałby się zakończyć, bo żadna ze stron nie wykazuje gotowości do kompromisu. Według komentatorów porozumienie byłoby możliwe, gdyby np. republikanie zgodzili się na amnestię dla setek tysięcy „dreamersów”, czyli nielegalnych imigrantów z Ameryki Łacińskiej, którzy przyjechali do USA z rodzicami jako dzieci. Ultrasi w GOP nie chcą się jednak na to zgodzić. Z drugiej strony Pelosi nie chce słyszeć o niewielkim nawet wydatku na „mur”, bo to anatema dla coraz bardziej wpływowego lewego skrzydła Partii Demokratycznej.
Tymczasem szeregowym urzędnikom administracji brakuje pieniędzy na spłatę długów, stają w kolejkach po zasiłki, a lotniska alarmują, że wkrótce zacznie brakować agentów TSA sprawdzających podróżnych i ich bagaże na bramkach kontrolnych. Nie pracuje dziewięć z 15 departamentów rządu federalnego. A Biały Dom oznajmił, że na doroczne Światowe Forum Ekonomiczne w Davos nie poleci nie tylko Trump, lecz nawet nikt z amerykańskiego rządu.
Podczas gdy nad gospodarką globalną zbierają się chmury, Ameryka jest zajęta sobą. Podobnie zresztą jak jej zachodnioeuropejscy sojusznicy – kraje, których przywódcy, zamiast myśleć o całym globie, muszą odpierać ofensywę prawicowego i trybalistycznego populizmu.
Czytaj także: Jak żyją nielegalni amerykańscy imigranci