Świat

Brexit, czyli nikt nic nie wie

Przeciwnicy brexitu demonstrują pod parlamentem w Londynie. Przeciwnicy brexitu demonstrują pod parlamentem w Londynie. Reuters/Henry Nicholls / Forum
Brytyjska premier Theresa May wczoraj przegrała głosowanie, dzisiaj wygrała. W sprawie brexitu nie jesteśmy mądrzejsi, tyle że podjechaliśmy bliżej klifu. Spadniemy?

Zgodnie z przewidywaniami konserwatywna premier ocalała dziś w głosowaniu wotum nieufności dla rządu. Jej gabinet otrzymał 325 głosów, przeciwko opowiedziało się 306 posłów, co dało jej 19 głosów przewagi. Ryzyko upadku rządu i ewentualnych przyspieszonych wyborów zostało odsunięte w czasie, ale nie zniknęło.

Dzień wcześniej May doznała upokarzającej klęski w głosowaniu parlamentu nad wynegocjowaną przez jej rząd umową o wyjściu Wielkiej Brytanii z Unii. Poparło ją tylko 202 posłów, 432 było przeciwko. To najgorszy dla rządu wynik głosowania w ciągu ostatniego stulecia.

Czytaj też: May przegrała historyczne głosowanie

„Brudny brexit” wciąż straszy

Jak to rozumieć? „Chcemy, żebyś była dalej premierem, ale nie popieramy tego, co robisz w kluczowej sprawie” – powiedzieli jej posłowie? To się nie trzyma kupy, ale pokazuje klincz, w jakim znalazła się brytyjska klasa polityczna w przededniu brexitu.

Do deadline’u zostało już niewiele czasu, bo zgodnie z obowiązującymi regułami 29 marca Wielka Brytania opuści wspólnotę. Jeśli umowa na ten temat nie zostanie w krótkim czasie zaakceptowana przez brytyjski parlament, to ryzykujemy „brudny brexit”, czyli wyjście z Unii bez porozumienia (tzw. No deal).

To scenariusz grożący kolejkami na granicach i lotniskach, problemami w dostawach leków i żywności, wreszcie przynoszący poważne ryzyko szoku dla gospodarki brytyjskiej (także, choć w mniejszym stopniu, unijnej). Ale May podobno o to chodzi, chce zbliżyć wszystkich na skraj przepaści, żeby zajrzeli na jej dno, a następnie się cofnęli.

Między katastrofą a wycofaniem z brexitu

Co się w takim razie będzie działo dalej? Na razie do poniedziałku May ma czas, żeby przedstawić parlamentowi poprawioną wersję umowy brexitowej. Problem dotyczy przede wszystkim granicy między Irlandią a Irlandią Północną: Brytyjczycy chcą wyjść z Unii, ale nie chcą też wprowadzenia posterunków granicznych i celnych na wyspie.

Dlatego do czasu wynegocjowania nowych warunków współistnienia między Unią a Wielką Brytanią w północnej Irlandii obowiązywać będzie większość unijnych reguł rynku wewnętrznego. A jeśli tam, to też w całym państwie, bo Brytyjczycy nie chcą przecież stworzyć nowej granicy wewnątrz swojego kraju. Na takie reguły nie chcą się zgodzić ani zwolennicy, ani przeciwnicy brexitu.

May będzie próbowała namówić europejskich liderów do poprawek w porozumieniu, strasząc ich perspektywą kryzysu w wypadku „brudnego brexitu”, ale szanse na realne zmiany są dosyć marne. Unijne głosy świadczą o tym, że Bruksela i inne stolice są już raczej zniecierpliwione brytyjskimi problemami i po raz kolejny nie będą pomagać May. Ale może jest szansa na jakieś drobne ustępstwa, które w kraju premier spróbuje przedstawić jako wielki sukces.

Czytaj też: Co dalej z brexitem, możliwych sześć scenariuszy

Groźba katastrofy w wariancie No deal ma zmusić do poparcia porozumienia brexitowego przynajmniej część opozycyjnych posłów. Antyeuropejskich buntowników w swojej partii May z kolei straszy tym, że nieprzyjęcie umowy w jej wersji może doprowadzić do tego, że brexitu... w ogóle nie będzie. Premier liczy na to, że pod taką presją znajdzie większość i wygra powtórzone głosowanie, nawet jeśli w poniedziałek nie przyniesie do Westminsteru znaczących zmian w umowie brexitowej.

Czytaj też: Jak się zmieni życie Brytyjczyków po wyjściu z Unii

Wchodzimy w czas chaosu

Te kalkulacje wydają się jednak dość naciągane, May raczej przegra, a wówczas wkraczamy w fazę, w której wszystko jest możliwe: upadek rządu, przyspieszone wybory czy drugie referendum. Kontrolę nad procesem wyjścia z Unii spróbuje najpierw przejąć parlament, w którym ma się odbyć seria głosowań nad różnymi wariantami brexitu. Ewentualne negocjowanie z Unią jednego z nich będzie jednak wymagało czasu, więc Londyn może poprosić unijne stolice o wydłużenie deadline’u albo nawet wycofać swój obecny wniosek o wyjście z Unii. Jak się to kiedyś mówiło, „czeski film, nikt nic nie wie”.

Brytyjczycy mieli do tej pory opinię pragmatyków, a ich politycy w chwilach kryzysu uspokajali, że zawsze znajdą jakieś praktyczne rozwiązanie. Na razie wkraczamy w etap chaosu, w którym wszystko się może zdarzyć.

Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Interesy Mastalerka: film porażka i układy z Solorzem. „Szykuje ewakuację przed kłopotami”

Marcin Mastalerek, zwany wiceprezydentem, jest także scenarzystą i producentem filmowym. Te filmy nie zarobiły pieniędzy w kinach, ale u państwowych sponsorów. Teraz Masta pisze dla siebie kolejny scenariusz biznesowy i polityczny.

Anna Dąbrowska
15.11.2024
Reklama