Przewidywanie szczytu jest kluczowe w każdej branży. Najsłynniejsze spory o szczyt (peak) toczyły się dotychczas wokół ropy naftowej. Eksperci wciąż spierają się, kiedy nadejdzie peak oil, czyli moment, gdy globalna produkcja ropy osiągnie maksimum. Jest to o tyle ważne, że za każdym szczytem jest zejście. A w przypadku ropy ograniczenie jej produkcji pociągnie za sobą wzrost cen i przewidywalne w czasie wyczerpanie się zasobów tego surowca, co zmusi nas do szukania nowych źródeł energii. Problem w tym, że nie wiadomo, jak ten peak oil rozpoznać, gdy już nadejdzie, skoro wciąż na świecie odkrywane są nowe źródła.
Tak również jest w najnowszym wariancie tego sporu dotyczącym populizmu. Hasło peak populism rzuciło w ostatnich tygodniach kilka najważniejszych gazet Zachodu, w tym „Financial Times” i „The Washington Post”. Teza stawiana przez ich autorów brzmi następująco: populiści na całym świecie są u szczytu swojej potęgi. I od teraz będą słabnąć, bo kluczowe źródła ich popularności właśnie się wyczerpują. Krytycy populizmu mogą więc tylko przyklasnąć i z nadzieją spojrzeć w przyszłość. Ale tak jak w przypadku ropy, najważniejsze pytanie dotyczy źródeł sukcesu populistów – aby stwierdzić, że się wyczerpują, trzeba je najpierw rozpoznać.
1.
Ostatnie lata to seria sukcesów populistów na całym świecie: w Indiach, Brazylii, Meksyku i na Filipinach, by wymienić tylko kilka większych państw. W samej Europie przez ostatnią dekadę populiści trzykrotnie zwiększyli swą popularność i dziś co czwarty Europejczyk chce na nich głosować. Według wyliczeń dziennika „The Guardian” w 1998 r. 12 mln z nich miało rządy z co najmniej jednym populistą jako ministrem. Dziś – 170 mln.