Świat

Wyjście z hotelu Kalifornia

Brytyjski parlament przechwytuje brexit. Będą wybory? Referendum?

Staje się jasne, że Theresa May negocjowała bez własnego jasnego projektu, bez przerwy oglądając się na pomruki z szeregów własnej partii. Staje się jasne, że Theresa May negocjowała bez własnego jasnego projektu, bez przerwy oglądając się na pomruki z szeregów własnej partii. Marcos Brindicci/Reuters / Forum
Umowa Theresy May to Hotel Kalifornia. Nie daje tak naprawdę prawa do całkowitego wyjścia z Unii. Ta prawda z cynicznego powiedzenia powtarzanego przez brytyjskich posłów dociera do brytyjskiej elity i zwykłych ludzi.

Wielki kryzys polityczny w Londynie może się skończyć przedterminowymi wyborami, nowym referendum albo – co bardziej realne – miękkim brexitem po norwesku. Jak będzie, nie wiadomo. We wtorek jednak stało się już jasne: parlament nie pozwoli na chaotyczny brexit (na zasadach WTO) bez układu z Brukselą.

Czytaj także: Będzie drugie referendum ws. brexitu?

Theresa May na deskach

Była na deskach, ale dalej walczy – tak podsumowałby pierwszy wtorkowy dzień i noc debaty nad głosowaniem o losach brexitu komentator bokserski. Nie był to nokaut, ale May była liczona i w jej oczach widać było pierwszy raz paniczny strach. Wrogowie May zobaczyli, że mogą wygrać – 11 grudnia, a jeśli trzeba w styczniu. Czy się tego nie przestraszą? Paradoksalnie May opuścili kolejni sojusznicy, ale pozostał jej jeden sprzymierzeniec: strach.

Wyrzucenie do kosza jej planu umowy z Brukselą (już zatwierdzonego przez Polskę i 26 państw Unii) oznacza otwarcie puszki Pandory. Z drugiej strony głosowanie za umową pani premier naraża dumny Albion na los Turcji od dziesięcioleci negocjującej bezskutecznie układ o wolnym handlu z Brukselą.

Od czasu, kiedy May zaprzysięgła tydzień temu, że przekona kraj i polityków do swojej umowy, z dnia na dzień liczba jej zwolenników zamiast wzrastać, maleje. Staje się jasne, że May negocjowała bez własnego jasnego projektu, bez przerwy oglądając się na pomruki z szeregów własnej partii. Mantra „lepszy brak dealu niż zły deal” i powiedzenie „mieć ciastko i zjeść ciastko” oraz ciągłe wolty musiały się zemścić w starciu z realizmem brukselskiej biurokracji. Londyn dostał coś, co niektórzy politycy określają jako „ochłap brexitu”.

Hotel Kalifornia

W korytarzach Westminsteru streszcza się liczący ponad 500 stron projekt umowy tekstem piosenki „Hotel California” grupy The Eagles: „Możesz oddać klucze i wymeldować się, ale nigdy nie możesz od nas wyjść”. Hotel Kalifornia to instytucja dla żywych trupów. Politycznie Theresa May zaczyna przypominać umarlaka.

Wciąż liczy na sukces 11 grudnia, ale jej coraz bardziej szara twarz mówi, że jest to nadzieja na przekór wszystkiemu. Poddany zostanie pod głosowanie projekt umowy o zasadach wyjścia z Unii, który wynegocjowała i zatwierdziła w Brukseli. Na razie wygląda na to, że May przegra w Izbie Gmin różnicą 40–90 głosów. Nie wiadomo, czy jej rząd zdołałby w ogóle przetrwać taką klęskę.

Rząd Theresy May przegrywa w parlamencie

W poniedziałek mogła odczuć jej przedsmak. W ciągu godziny jej rząd przegrał aż trzy głosowania. Takiego lania nie dostał w parlamencie nikt od 40 lat. Porażka nastąpiła jeszcze przed rozpoczęciem właściwej debaty o jej projekcie porozumienia z Unią. Debata nad brexitem zaczęła się więc od nokautu rządu przez parlament. Rząd Theresy May był na deskach trzy razy.

Poszło o prawo parlamentu do poznania całości tekstu porady prawnej w sprawie brexitu. Najpierw rząd próbował zepchnąć debatę do komisji parlamentarnej – przegrał zdecydowanie. Potem było głosowanie nad ujawnieniem porady prawnej i znowu klęska. Najgorszy był trzeci cios: konserwatywny poseł, zwolennik pozostania w Unii, Dominic Grieve zgłosił poprawkę przewidującą, że po ewentualnej porażce May 11 grudnia to parlament, a nie tylko rząd, będzie miał prawo zgłaszać „plan B”. Poprawka przeszła!

Był to historyczny moment. Zwiększyły się szanse na to, że planem B będzie rozwiązanie norweskie (przewidujące złączenie Brytyjczyków w stowarzyszeniu handlu z zachowaniem ograniczonej nieco swobody ruchu ludzi oraz kontynuację nieco mniejszych opłat do budżetu Unii). Takie rozwiązanie mogłoby mieć parę głosów większości w Izbie Gmin. Poprzedziłyby je dodatkowe rozmowy z Unią, na które May wyjedzie tuż po głosowaniu 11 grudnia, by wziąć udział w obradach unijnego szczytu.

Czytaj też: To nie koniec problemów z brexitem

Brexit do kosza?

Posłowie mogliby nawet zarządzić kolejne referendum, choć na razie taki wniosek nie miałby większości. Mogą rzecz jasna przegłosować wotum nieufności wobec May. Mogą też zdecydować, że Wielka Brytania pozostaje w Unii! Europejski Trybunał Sprawiedliwości (ECJ) zasugerował we wtorek ustami swojego rzecznika, że do 29 marca Wielka Brytania może sama wycofać się z brexitu i nie będzie to wymagało zatwierdzenia przez 27 państw Unii.

Szkopuł w tym, że posłowie w Londynie sami nie bardzo wiedzą, na co się zdecydować, jak wyjść ze ślepej uliczki brexitu. Istotne jest jednak coś jeszcze innego.

Oto parlament przejmuje kontrolę nad brexitem! Pierwszy raz w nowoczesnej historii zapadła uchwała, że wybrany przez niego rząd zlekceważył Izbę Gmin. To dla May wielki wstyd i porażka prestiżowa (niosąca za sobą ryzyko odsunięcia od głosowania 11 grudnia odpowiedzialnych posłów ministrów).

W Londynie mówi się o historycznej chwili w dziejach brytyjskiej konstytucji: oto parlament odebrał rządowi tradycyjną moc. Nie bez kozery konstytucjonaliści mówili, że brytyjski system to „obieralna dyktatura”, z chwilą gdy rząd zostaje zaprzysiężony ma prymat nad parlamentem. Nieudolność rządu May w negocjacjach z Unią może sprawić, że to się od dziś nieco zmieni (czując pismo nosem, May długo walczyła przecież o to, by wyjść z Unii bez głosowania w Izbie Gmin!).

We wtorek po raz pierwszy okazało się, że propozycją zdobywającą realne poparcie jest nowe referendum. Sensacją byłoby, gdyby parlament uchwalił rezygnację z wyjścia z Unii. Gdyby zebrała się większość gotowa to uczynić, wyjście z Unii mogłoby się okazać nagle nieudaną próbą „noexit”.

Jeszcze niedawno nikt poważny nie mówił o takich wariantach. Dziś można na nie stawiać pieniądze u londyńskich bookmacherów.

Rząd May ukrywał do końca całość tekstu porady prawnej w sprawie swojej umowy z Unią (została opublikowana w środę), ponieważ jest w nim czarno na białym, że układ May naraża Wielką Brytanię na lata w unii celnej, bez prawa wyjścia, by negocjować porozumienia handlowe z USA, Australią i Indiami. Brexit May to umowa przewidująca, z uwagi na konieczność uniknięcia prawdziwej granicy w Irlandii, kontynuację jej obecności w Unii Celnej, teoretycznie w nieskończoność.

Porażka w przyszły wtorek?

Wygląda więc, że 11 grudnia May przegra. Jej szansą jest strach – przed cofnięciem brexitu i wyborami. Języczek u wagi w parlamencie, partia z unionistów z Irlandii Północnej (DUP) zagłosowała we wtorek przeciwko rządowi. Mało tego DUP zapowiada, że może poprzeć wniosek o nowe wybory! To wróży porażkę rządu, ale i polityczny chaos z wieloma niewiadomymi.

Być może stanie się coś innego: May przegra, ale w swoim stylu, jak mańka wstańka, odrodzi się i po takim ciosie, by próbować kolejnego głosowania w styczniu i szantażu: moja umowa albo chaotyczne wyjście z Unii, z kolejkami tirów na granicy, brakami lekarstw w szpitalach i 10-procentowym wzrostem cen żywności.

Wówczas, w styczniu, strach zajrzy w oczy nie tylko zwolenników twardego brexitu – ale i szeregowych posłów partii konserwatywnej, której narodowa klęska gospodarcza może odebrać władzę na kilkanaście lat. To byłby argument, by w drugim, styczniowym podejściu poprzeć May.

Premier May boksuje jednak coraz gorzej i traktowana jest coraz mniej poważnie. Może w ostatnich dniach liczyć siniaki. Nie udało się jej wciągnąć kluczącego w sprawie brexitu lidera opozycji Jeremy’ego Corbyna do telewizyjnej debaty w BBC (obie strony są gotowe, ale nie zdołały uzgodnić szczegółów). Odszedł kolejny minister, wyjaśniając, jaką pułapką może być jej układ z Unią, który sprawi, że Bruksela będzie miała Londyn w ręku. Nawet najwięksi optymiści w otoczeniu May godzą się z porażką w przyszły wtorek. May będzie jednak walczyć dalej.

Czytaj także: Co dalej z brexitem? Możliwych sześć scenariuszy

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Interesy Mastalerka: film porażka i układy z Solorzem. „Szykuje ewakuację przed kłopotami”

Marcin Mastalerek, zwany wiceprezydentem, jest także scenarzystą i producentem filmowym. Te filmy nie zarobiły pieniędzy w kinach, ale u państwowych sponsorów. Teraz Masta pisze dla siebie kolejny scenariusz biznesowy i polityczny.

Anna Dąbrowska
15.11.2024
Reklama