W wywiadzie dla „Guardiana” była kandydatka demokratów na prezydenta USA Hillary Clinton wezwała państwa europejskie, by ograniczyły imigrację spoza kontynentu, gdyż dostarcza ona politycznego paliwa prawicowym populistom. Wyrażając uznanie dla kanclerz Angeli Merkel za wspaniałomyślne przyjęcie setek tysięcy uchodźców i nielegalnych imigrantów z Afryki i Bliskiego Wschodu, Clinton dodała, że „Europa wykonała swoje zadanie i musi teraz wysłać bardzo jasny sygnał: nie będziemy w stanie nadal dostarczać azylu i wsparcia, ponieważ jeśli nie poradzimy sobie z problemem imigracji, będzie on wciąż zakłócał funkcjonowanie organizmu państwowego”.
Fala uchodźców – polityczny straszak
Pani Clinton nie odkryła Ameryki i w rozmowie z „Guardianem” zgodzili się z nią dwaj inni politycy o podobnej ideowej orientacji – byli premierzy Wielkiej Brytanii Tony Blair i Włoch Matteo Renzi. Hillary mogła się wyrazić nieco zręczniej, bo jej wypowiedź sugerowałaby, że popiera całkowity szlaban dla uchodźców, a na pewno nie o to jej chodziło, ale w zasadzie ma rację. Fala nielegalnych imigrantów zalewająca Europę w 2015 r., których po zamachach terrorystycznych można było przedstawić jako śmiertelne zagrożenie, wzmocniła władzę Orbána na Węgrzech, ułatwiła wyborcze zwycięstwo PiS w Polsce i zwiększyła popularność populistycznej prawicy w Niemczech, we Francji, Włoszech, w Szwecji, Grecji i Wielkiej Brytanii, gdzie przyczyniła się do brexitu. Straszak podziałał także w USA, gdzie Trumpowi udało się połączyć uchodźców z Syrii i Maghrebu w jedną zbitkę z latynoskimi imigrantami „napadającymi” na Amerykę i używając tego straszaka w wyborach w 2016 r., pokonać Clinton.
W następnych latach Europa zaczęła szczelniej zamykać swoje granice i zaostrzać kurs wobec imigrantów już mieszkających na kontynencie, starając się o ich asymilację. Przodują w tym centroprawicowi przywódcy Francji, Holandii i paru innych krajów zachodnioeuropejskich. Gdyby nie wprowadzono barier i restrykcji, we Francji rządziłby już Front Narodowy, w Holandii Geert Wilders, a w Niemczech AfD miałaby poparcie nie kilkunastu, lecz kilkudziesięciu procent.
Gorąca polemika z Hillary Clinton
Tymczasem oświadczenie Hillary spotkało się z natychmiastową polemiką. Lewicowy publicysta „Guardiana” Nesrine Malik potępił ją za „zimny pragmatyzm”, oportunizm, „uleganie ksenofobii”, a nawet rzekome ciche poparcie populistów. Gdyby pani Clinton nadal poważnie liczyła się na scenie politycznej w USA, gdzie po klęsce w 2016 r. straciła przywództwo Partii Demokratycznej, prawdopodobnie i tam ostro skrytykowano by ją za takie same grzechy (choć niewykluczone, że to jeszcze nastąpi). Demokraci, częściowo za sprawą prowokacji Trumpa, dryfują dziś na lewo i to z tamtej strony najgłośniej słychać potępienia imigracyjnej polityki prezydenta. W krytyce dominują jednak epitety – Trump jest ksenofobem, rasistą itp. – oraz wezwania do radykalnych posunięć w rodzaju likwidacji ICE, rządowej agencji pilnującej granic i egzekwującej prawa imigracyjne.
Wyciszany temat nielegalnych imigrantów
Emocjonalna reakcja na pogróżki prezydenta pod adresem karawany migrantów z Ameryki Środkowej i jego retorykę nienawiści i wykluczenia jest zrozumiała. Ale w sprawie karawany demokraci nie proponują nic konkretnego – ilu właściwie przybyszów z południa należałoby wpuścić, na jakich warunkach, według jakich kryteriów itd. – i tematu imigracji w ogóle unikają. Tak w każdym razie postrzega ich politykę większość Amerykanów, w tym ogromna część demokratycznych wyborców. W ich rozumieniu – w czym pomaga retoryka Trumpa – partia opowiada się za przyjmowaniem wszystkich nielegalnych migrantów.
Demokraci pracują na ponowny sukces Trumpa
Tymczasem nie jest to kurs kierownictwa demokratów, którzy nie mają obecnie jednolitego przywództwa, tylko kurs narzucany przez radykałów i coraz bardziej wpływowych w partii lobbies mniejszości etniczno-rasowych. A zdecydowana większość społeczeństwa, w którym dominują wciąż biali pochodzenia europejskiego, otwartych granic nie chce. Czyniąc imigrację osią swej politycznej strategii, Trump postawił opozycję w bardzo trudnym położeniu. Jeżeli demokraci nie znajdą rozwiązania tego problemu, mogą mu zafundować reelekcję.
Czytaj także: USA–Meksyk, konflikt, który narasta