Tekst ukazał się w numerze 6/2018 „Nowej Europy Wschodniej”
KRZYSZTOF MROZEK: – W stulecie zakończenia I wojny światowej i odzyskania przez Polskę niepodległości polski czytelnik może mieć wrażenie, że to świeżo odrodzona Rzeczpospolita była kluczowym graczem w regionie. Zastanówmy się jednak, jakie znaczenie miał w tym czasie w Europie Środkowo-Wschodniej Berlin.
JAN CLAAS BEHRENDS: – Z niemieckiej perspektywy rok 1918 przypominał rollercoaster. Na początku tego roku niemieckie elity myślały, że wygrywają wojnę: upadła carska Rosja, podpisano korzystny pokój w Brześciu Litewskim, prowadzono ofensywę na froncie zachodnim. Wiosną Niemcy mogli odnieść wrażenie, że cel walki rozpoczętej w 1914 r. jest już bliski, a Wielka Brytania – niemal pokonana. Jednak już latem nastał czarny dzień niemieckiej armii. W sierpniu Niemcy stracili inicjatywę na froncie zachodnim i droga do listopadowej klęski stała się krótka.
Z dzisiejszej perspektywy rok 1918 będzie wspominany głównie jako czas wprowadzenia w Niemczech demokracji. Szczególnie przy pojawiających się dziś tendencjach nacjonalistycznych w niemieckiej polityce spodziewam się akcentu położonego na tradycje demokratyczne i upadek monarchii, mniej na przegraną w wojnie.
Z oczywistych powodów Niemcy nie mogą uczestniczyć w świętowaniu zwycięstwa zachodnich aliantów. Nie wiem, czy przedstawiciele Berlina zostaną zaproszeni na paryskie obchody, jak to się niekiedy zdarzało w poprzednich latach. Niemcy zdają się nie dostrzegać stulecia niepodległości hucznie świętowanego w tym i zeszłym roku przez liczne kraje Europy Środkowo-Wschodniej. To niezręczne, ale wpisuje się w asymetrię relacji Niemiec z regionem.
Berlin angażował się w ruchy niepodległościowe na Ukrainie czy Białorusi w końcu I wojny światowej – ruchy uważane w tych krajach za prodemokratyczne. Czy Niemcy pomagały wówczas w rozwoju demokracji i tworzeniu się państw narodowych?
Oczywiście, choć z niemieckiej perspektywy działania te miały przede wszystkim wymiar strategiczny i jasno określony cel: chciano doprowadzić do ostatecznego upadku i podziału Imperium Rosyjskiego. Niemieckie dowództwo czasu wojny wspierało finansowo ruchy odśrodkowe na terytorium Rosji, sponsorowano nawet Lenina. Działania te zakończyły się sukcesem.
Można na to spojrzeć dwojako: bądź jak na niemieckie wsparcie procesów narodotwórczych, bądź element budowy niemieckiego imperium na wschodzie. Z punktu widzenia Rzeszy powstające państwa na wschodzie nie miały być w pełni suwerenne. „Okupacja” to zbyt mocne słowo, ale z pewnością miały pozostawać w strefie wpływów Berlina.
Skąd pomysł zniszczenia Rosji za pomocą państw narodowych w Europie Środkowo-Wschodniej? Dlaczego niemiecki sztab zdecydował się zarzucić plan Alfreda von Schlieffena, zakładający lekkie tylko osłabienie Rosji, aby wymóc na carze uznanie niemieckich wpływów na Bliskim Wschodzie, a zamiast tego zdecydowano się uderzyć na imperium Romanowów z całą mocą?
Przed 1914 r. niemieckie elity obawiały się wzmocnienia Imperium Rosyjskiego. Dziś patrzymy na te wydarzenia przez pryzmat rewolucji, ale u progu wojny Rosja notowała wysoki wzrost gospodarczy, szybko się modernizowała, rozwijała kolej itd. W Berlinie postrzegano to jako zagrożenie.
Niemcy nie chciały walczyć na dwóch frontach. Na tym zasadzały się plany Helmutha von Moltkego i Schlieffena. Nowa koncepcja z 1914 r. zakładała na tyle szybkie pokonanie Francji, aby Rosja nie zdążyła się zmobilizować. Miano wysłać na zachód jak największe oddziały, odnieść szybkie zwycięstwo i wówczas uderzyć na Rosję z całą siłą. Problem lata 1914 r. polegał jednak na tym, że Rosja uderzyła już w pierwszych tygodniach wojny i odniosła znaczne sukcesy. Aby zatrzymać ofensywę rosyjską w Prusach Wschodnich, niemieckie dowództwo było zmuszone wycofać pokaźne siły z zachodu i rzucić je do walki na wschodnim froncie.
Tak właśnie legły w gruzach wszystkie wcześniejsze plany wojenne. Nie udało się szybko opanować Francji, zaczęła się wojna na dwóch frontach, a zwycięstwo okazało się niemożliwe. Niemcy utraciły inicjatywę, a walczące strony znalazły się w klinczu, w którym pozostawały do 1917 r. Walki trwały, ale linia frontu właściwie się nie przesuwała.
W tym czasie Polska, o czym nieco się w Niemczech zapomina, pozostawała teatrem działań wojennych. Warszawa była przez Niemców okupowana już od 1915 r. Niemcy okupowały coraz więcej terytoriów na wschód od swych przedwojennych granic, a to prowokowało pytania, jak zagospodarować te ziemie – nie tylko zresztą tereny polskie, ale i ukraińskie czy późniejszych państw bałtyckich. Wówczas, po utracie na rzecz zachodnich aliantów kolonii w Afryce i Azji, zaczęły się niemieckie marzenia o imperium na wschodzie. Wydaje mi się, że przed 1914 r. w myśleniu o Europie Wschodniej przeważał strach przed carską Rosją, a nie koncepcje budowy w tym regionie własnej strefy wpływów.
Jak niemieccy stratedzy wyobrażali sobie państwa narodowe w Europie Środkowo-Wschodniej?
Celem było powołanie quasi-niepodległych krajów według modelu, który niemal udał się w Finlandii: monarchii, w których głową państwa zostaje niemiecki arystokrata, blisko związany z Berlinem. Taki był plan aż do późnej jesieni 1918 r. Naturalnie z fińskiej perspektywy wyglądało to zupełnie inaczej, a wydarzenia tego okresu postrzegane są tam jako ruch narodowowyzwoleńczy i państwotwórczy.
Czytaj także: 1916. Deklaracja dwóch cesarzy i powrót „kwestii polskiej”
W samej Finlandii – w której nawet wybrano już przyszłego króla z dynastii heskiej – spora część elity politycznej była niemieckiemu planowi przeciwna i przejawiała zdecydowanie republikańskie nastawienie. Do końca na ostrzu noża pozostawała kwestia tego, czy w Helsinkach wybrana zostanie monarchiczna, czy republikańska forma państwa.
Dla Niemców ułożenie relacji z lokalnymi elitami w Europie Środkowo-Wschodniej bez wątpienia pozostawało wyzwaniem, które należy postrzegać w szerszym kontekście konfliktu Niemiec ze światem Zachodu i koncepcją liberalnej demokracji reprezentowaną przez Francję, Wielką Brytanię i Stany Zjednoczone. Była to walka o silne państwo i przetrwanie starej, XIX-wiecznej elity uosabianej przez Ottona von Bismarcka. Podczas I wojny światowej w Niemczech elita ta wciąż była wpływowa. Sprawiało to, że dla cesarstwa trudne było promowanie republikańskiej formy państwa na wschodzie, skoro właśnie przeciw niej walczyło w tym samym czasie na zachodzie.
W jaki sposób podejście Berlina do poszczególnych krajów regionu się różniło?
Analizując niemieckie plany zagospodarowania Warszawy, tworzone jeszcze podczas wojny, nietrudno dostrzec, że polska stolica miała być miastem prowincjonalnym. Tak też, z pewną dozą kolonializmu, patrzono na cały region. W Berlinie żywiono przekonanie, że Niemcy mogą nim lepiej zarządzać, niż robili to Rosjanie.
Konserwatywne państwo niemieckie chciało nawiązać współpracę z lokalną, konserwatywną elitą. Na przykładzie Ukrainy czy Finlandii widać gotowość miejscowej arystokracji i możnych do układania się z Berlinem w zamian za korzyści materialne i zapewnienie bezpieczeństwa – przede wszystkim uchronienie od bolszewizmu czy innych sił, które chciałyby restauracji Imperium Rosyjskiego, np. białych. Niemcy wykorzystywali ten argument, przedstawiając się jako sprzymierzeńcy, zapewniający ochronę podczas rosyjskiej wojny domowej.
Obfitujący w wydarzenia rok 1918 zbliża się do końca, nadchodzi listopad i wszystko idzie nie tak. Cesarstwo kapituluje, a w Berlinie wybucha rewolucja. Czy Niemcy są jeszcze w stanie poświęcać uwagę Europie Wschodniej wobec porażki na zachodzie?
Nie są. Priorytetem staje się wówczas zapobieżenie całkowitemu rozkładowi państwa, jaki ledwie rok wcześniej wydarzył się w Rosji. Rewolucja bolszewicka stała się punktem odniesienia dla każdej ze stron – wzorem do naśladowania dla niemieckich komunistów i przestrogą dla wszystkich pozostałych, znajdujących się na politycznej scenie na prawo od komunistów.
Problemem wynikającym ze 123 lat zaborów Polski było to, że nikt nie wiedział, gdzie powinna przebiegać wschodnia granica Niemiec. Również Polacy nie wiedzieli, jak daleko na zachód i na wschód powinno sięgać ich odrodzone państwo. Co ciekawe, Niemcy pogodzili się z postanowieniami traktatu wersalskiego i utratą na rzecz Francji Alzacji i Lotaryngii, jednak problemem pozostawała sprawa wschodniej granicy: nowa niemiecka republika nie zaakceptowałaby granicy z Polską, niezależnie od jej przebiegu. Utratę ziem i ludności, wpływów na wschodzie, wreszcie miasta Gdańska odczytywano w tamtym okresie jako niesprawiedliwość. Nic dziwnego, że właśnie tam zaczęła się potem II wojna światowa. Jej wybuch warunkowało wiele przyczyn, ale kwestia wschodnich granic była pośród nich istotna.
Czy zastąpienie cesarstwa Republiką Weimarską przełożyło się na zmianę paradygmatu polityki wschodniej Berlina?
Polityka wschodnia Niemiec uległa głębokiej przemianie. Niezależnie od politycznych barw kolejnych rządów Berlin miał zazwyczaj fatalne stosunki z Warszawą. Tymczasem już w latach 1920–22 nawiązano kontakty z bolszewikami, zwieńczone podpisaniem traktatu z Rapallo. W ślad za uznaniem ZSRR poszła współpraca wojskowa, w tym wymiana technologii. Tym samym w okresie Republiki Weimarskiej niejako powrócono do dawnych, bismarckowskich założeń współpracy z Rosją. Chciano także przeciwdziałać nowemu układowi geopolitycznemu, w którym pojawiły się Polska i Czechosłowacja, z perspektywy Berlina oraz Moskwy państwa skazane na upadek. Nawet demokratyczna niemiecka elita nie mogła zaakceptować silnego państwa polskiego. Priorytetem stało się odtworzenie dawnego porządku w Europie Środkowo-Wschodniej, a nie zwalczanie ZSRR.
Czy wschodnia polityka Niemiec była de facto polityką wobec Rosji?
Szczególnie we wczesnych latach myślenie Berlina o wschodzie oscylowało wobec sojuszu z bolszewicką Rosją. Wynikało to też z faktu, że po 1918 r. Niemcy czuły się wyłączone z klubu państw zachodnich. Był to związek dwóch pariasów. W połączeniu z pruską tradycją utrzymywania intensywnych kontaktów z Rosją oraz wrogością wobec nowych państw powersalskich determinowało to politykę wschodnią Niemiec po I wojnie światowej. Wyrosła ona z powstałej jeszcze w XVIII w. koncepcji „negatywnej polityki polskiej” (Polenpolitik).
Polska w okresie międzywojennym również przejawiała quasi-kolonialne myślenie o Kresach Wschodnich jako swoim obszarze wpływów i kierunku ekspansji polskiej cywilizacji. Czy to nie sprawiło, że wojna polsko-niemiecka była nieunikniona?
O ile traktaty pokojowe wygasiły konflikty w zachodniej Europie, o tyle nie zdołały tego zrobić w przypadku Europy Środkowo-Wschodniej. Niemcy jako morska, kolonialna potęga, konkurująca na arenie międzynarodowej z Wielką Brytanią i Stanami Zjednoczonymi – to była ambicja cesarza na początku XX stulecia. W związku z utratą afrykańskich kolonii przeniosły swoje kolonialne, imperialne fantazje na obszar Europy Środkowo-Wschodniej. Doświadczenie wojennej okupacji regionu wzmacniało przekonanie o łatwości zarządzania nim. To nie Afryka, lecz Europa Środkowo-Wschodnia miała się stać kierunkiem niemieckiej ekspansji po I wojnie światowej. Z wyjątkiem socjaldemokratów cała niemiecka elita polityczna międzywojnia podzielała tę koncepcję, przejętą później przez nazistów.
Przełożył Krzysztof Mrozek
Jan Claas Behrends jest historykiem, specjalizuje się w historii Europy Wschodniej. Od 2005 r. wykłada na Wolnym Uniwersytecie Berlińskim i na Uniwersytecie Humboldtów w Berlinie. W Centrum Historii Współczesnej w Poczdamie kieruje projektem badawczym „Przemoc fizyczna w późnym socjalizmie”.
Tekst ukazał się w numerze 6/2018 „Nowej Europy Wschodniej”, w ramach specjalnego dodatku „Rok 1918 w Europie Wschodniej”. Dodatek był współfinansowany z przekazanych przez Fundację Współpracy Polsko-Niemieckiej środków Ministerstwa Spraw Zagranicznych Republiki Federalnej Niemiec. Partnerem dodatku jest magazyn „Osteuropa”.