Marsz populistów do władzy, który ogarnął dużą cześć świata zachodniego, odbywa się i w Europie Środkowowschodniej. Ale ostatnie tygodnie wskazują na to, że pochód populistów osiągnął swój sufit i być może zaczyna się właśnie cofać. Od tygodni uwaga politologów i komentatorów koncentruje się na analizie wyników wyborów samorządowych w Polsce, które są na tyle ambiwalentne, że i rząd, i opozycja mogą mówić o sukcesie. Nie ulega przy tym wątpliwości, że PiS liczył na dużo lepszy rezultat, a na pewno rozczarowujące są dla niego porażki w dużych miastach, szczególnie w Warszawie.
Czytaj także: Dziś Czechosłowacja miałaby 100 lat
Podobny trend w Czechach i na Słowacji
Choć wyniki polskich wyborów nie są jednoznaczne (PiS wygrał je w skali krajowej), to potwierdziły, że opozycja ma realną siłę, a jej popularność rośnie mimo braku charyzmatycznego przywództwa. Podobny trend widać w Czechach i na Słowacji. Dwa tygodnie przed nami Czesi wybierali samorządy i jedną trzecią Senatu. Podobnie jak w Polsce w skali kraju wygrała partia rządząca – populistyczna partia Andreja Babiša ANO. Ale jej porażka w Pradze była jeszcze bardziej spektakularna niż PiS w Warszawie. Kandydat ANO skończył na piątym miejscu, a partia wprowadziła tylko 12 radnych do Rady Miasta liczącej 65 osób.
Jeszcze dotkliwszym sygnałem kończącej się popularności ANO był wynik wyborów do Senatu. Na 27 miejsc do wzięcia udało się jej zdobyć tylko jedno, a opozycyjna Partia Obywatelska (ODS) zdobyła aż 10 nowych mandatów. W wyborach polegli socjaldemokraci, którzy są oficjalnym koalicyjnym partnerem ANO, i komuniści, którzy są nieoficjalnym partnerem partii Babiša i od których zależą losy mniejszościowego rządu. Wyniki czeskich wyborów wskazują na zadyszkę populistycznego eksperymentu, choć partia ANO rządzi dopiero od roku.
Z kolei na Słowacji popularność traci rządząca lewicowo-populistyczna partia SMER. Spadek o ok. 10 punktów procentowych ma miejsce od czasu ujawnienia zabójstwa dziennikarza Jana Kuciaka przez mafię powiązaną z rządem. W wyniku skandalu doszło do zmiany premiera, choć nikt nie ma wątpliwości, że realną władzę nadal sprawuje prezes partii Smer Robert Fico. Smer trzyma się nadal w dużej mierze dlatego, że opozycja nie przedstawia atrakcyjnej alternatywy. Zjazd popularności jest jednak realny i coraz głębszy.
Czytaj także: Jak powstrzymać populistyczną prawicę w Europie
Węgry smutnym wyjątkiem?
Do niedawna dominowało przeświadczenie, że to Węgry pod wodzą Viktora Orbána wyznaczają trend w regionie. Mówiło się wręcz o orbánizacji Europy Środkowowschodniej. PiS i prezes Kaczyński otwarcie biorą z Węgrów przykład, a od 2015 r. kopiują pewne rozwiązania – przykładem atak na niezależne sądownictwo i stopniowe podważanie wolności mediów.
Wyniki ostatnich wyborów na Węgrzech i skala zmian w tym kraju pokazują, że być może masa krytyczna została już przekroczona i kraj staje się jawnie autorytarny. Ale wybory w Polsce i Czechach oraz zmiana trendów na Słowacji sugerują, że Węgry zaczynają przypominać smutny wyjątek. Budapesztu w Warszawie, Pradze i Bratysławie raczej nie będzie.
Czytaj także: Czym się różnią Węgry Orbána od Polski Kaczyńskiego