Od paru dni wiadomo, że kanclerz Niemiec Angela Merkel, najbardziej wpływowy polityk europejski, nazywana pieszczotliwie przez rodaków „Mutti” – czyli mamą – odchodzi z polityki. O politycznym końcu Merkel mówiło się od września 2017 r., czyli od wyborów, które Merkel wygrała po raz czwarty, ale nie na tyle, by uciszyć wewnątrzpartyjnych krytyków. Choć rytualnym narzekaniom na Angie nie było końca, to zdaniem wiodących polityków Chrześcijańskiej Demokracji nikt się nie spodziewał, że tym razem naprawdę trzaśnie drzwiami.
Złota era Angeli Merkel w Niemczech
Era Merkel była dobra dla niemieckiej gospodarki. Przeprowadziła Niemcy suchą stopą przez globalny kryzys finansowy 2008 i kryzys eurostrefy 2010–12, w efekcie którego ich pozycja na międzynarodowym rynku finansowym tylko wzrosła, a koszty pożyczania radykalnie spadły. Niemcy zostały co prawda znienawidzone w Grecji, która musiała ogłosić niewypłacalność i wróciła na rynki finansowe dopiero niedawno, ale niemiecki podatnik praktycznie tego nie odczuł. Nie godząc się na przejmowanie przez Niemcy odpowiedzialności za greckie zadłużenie – odrzucając m.in. pomysł euroobligacji – Merkel jednocześnie pchnęła UE w stronę większej dyscypliny budżetowej, doprowadzając do zawarcia paktu fiskalnego i powstania unii bankowej.
Na scenie wewnętrznej Merkel skierowała CDU w lewo, wprowadzając m.in. rewolucyjną zmianę w polityce energetycznej, tzw. Energiewende (masowe przejście obywateli na energię odnawialną). A w sferze społecznej przekonywała CDU do uznania małżeństw homoseksualnych.
Czytaj także: Jak ekolodzy przemodelowali niemiecką scenę polityczną
Błędna decyzja w sprawie migrantów
Najbardziej kontrowersyjną i brzemienną w skutkach dla CDU decyzją Merkel było otwarcie granic dla fali emigrantów z Afryki Północnej, która przetoczyła się przez Europę latem 2015 r. W efekcie znalazło tam schronienie blisko milion osób. Początkowo Niemcy przyjmowali emigrantów ciepło i ze współczuciem, lecz po słynnym wieczorze sylwestrowym w Kolonii zaczęła w nich rosnąć niechęć. Dziś wiadomo, że decyzja Merkel, choć humanitarna, była politycznym błędem. Na fali niezadowolenia wyrosła skrajnie prawicowa i ksenofobiczna Alternatywa dla Niemiec, która błyskawicznie stała się trzecią siłą w kraju.
Merkel a sprawa polska
Angela Merkel jest być może ostatnim niemieckim szefem rządu ewidentnie pozytywnie nastawionym do Polski. Kanclerz ma zresztą częściowo polskie pochodzenie, co sama często i chętnie przypomina. Jej dziadek ze strony ojca nazywał się Ludwik Kazimierczak, był policjantem, członkiem legionów zaangażowanych w ruch niepodległościowy.
Merkel dojrzewała i spędziła młodość we wschodnich Niemczech i jak wielu podobnie krytycznych wobec komunistycznych władz obywateli patrzyła z podziwem na polską Solidarność. Kanclerz należy do nielicznej, malejącej grupy Niemców, którzy uważają, że mają dług wdzięczności wobec Solidarności, bez której – jak twierdzą – nie doszłoby do zjednoczenia Niemiec (inni są zdania, że zawdzięczają to raczej liberalnej polityce Michaiła Gorbaczowa, a cały proces rozpoczął się od upadku muru berlińskiego).
Czytaj także: Przestępczość imigrantów w Niemczech. Fakty i mity
Europa dwóch prędkości
Stosunek Merkel do Polski przełożył się na politykę UE. Dzięki wsparciu Niemiec Polska stała się największym beneficjentem unijnego budżetu. Niemcy pozytywnie podchodziły do naszych postulatów nierozróżniania między państwami strefy euro a resztą, do której Polska należy. Dzięki nim mogliśmy też uczestniczyć w dyskusjach na temat tworzenia paktu fiskalnego i unii bankowej – czyli inicjatyw, które odnosiły się przecież do państw strefy euro.
Od czasu dojścia PiS do władzy i przez uporczywą antyniemiecką retorykę w Berlinie wzrasta poparcie dla postulowanego przez Paryż podziału UE między eurostrefę a peryferie. We francuskiej koncepcji eurostrefa miałaby osobny budżet i ośrodek decyzyjny. W rzeczywistości powstałyby wtedy dwie Unie i Polska znalazłaby się na marginesie, odcięta od najważniejszych decyzji i pieniędzy.
Merkel sprzeciwia się tej koncepcji. Z kolei socjaldemokraci, koalicyjny partner CDU, otwarcie ją wspierają. Adwokatem pomysłu jest m.in. wicekanclerz i szef dyplomacji Haiko Mass. W samym CDU też jest silna tradycja prowadzenia polityki skoncentrowanej na Paryżu.
Co się zmieni po odejściu Angeli Merkel?
Zmienić może się także stosunek Berlina do Waszyngtonu. W epoce Trumpa rosną w Niemczech sentymenty antyamerykańskie, które Merkel starała się trzymać na wodzy, mimo że stosunek do lokatora Białego Domu ma dość krytyczny. Merkel, wychowana w czasach zimnej wojny, jest naturalnie proamerykańska i patrzy na USA przez pryzmat własnego doświadczenia. Tej perspektywy może zabraknąć po jej odejściu i Niemcy mogą podryfować w kierunku rozluźnienia więzi transatlantyckich.
Inny, pozbawiony sentymentu, jest też stosunek Merkel do Rosji. Dla wielu Niemców Rosja to kraj wielkich możliwości, który należy traktować z szacunkiem. Dla Merkel to przede wszystkim państwo opresyjne, nierespektujące wolności obywatelskich, zaborcze wobec sąsiadów i niebezpieczne dla porządku europejskiego. Szansa na to, że przyszły lub przyszła kanclerz będzie mieć podobną jasność w tej sprawie, nie jest niestety zbyt duża.
Czytaj także: Niemcy: wszystko się sypie