Świat

Wielka fala migrantów u bram Ameryki

Karawana migrantów maszerujących z Ameryki Centralnej do USA Karawana migrantów maszerujących z Ameryki Centralnej do USA Ueslei Marcelino / Forum
Ponad 5 tys. uchodźców z Ameryki Centralnej maszeruje w tej chwili przez Meksyk. Ich celem jest przekroczenie granicy z USA.

Z lotu ptaka zdjęcia karawany migrantów do złudzenia przypominają fotografie zrobione kilka lat temu na Bałkanach, gdy podobne łańcuchy ludzi powoli przemieszczały się przez Grecję, Serbię i Słowenię, idąc w kierunku Austrii, Niemiec i Danii. Pomylić je można też łatwo ze zdjęciami z Wenezueli, skąd prawie 1,5 mln osób uciekło w ostatnich latach przed głodem i prześladowaniami reżimu Maduro do sąsiednich Kolumbii i Brazylii.

Czy czeka nas największa katastrofa humanitarna w historii regionu?

We wszystkich tych przypadkach obserwowaliśmy rodziny z dziećmi, młodych i starszych ludzi niosących na swoich barkach cały dobytek lub to, co z niego po prostu zostało, idąc w kierunku kraju niosącego obietnicę bezpieczeństwa i względnej stabilności. Karawana migrantów z Ameryki Środkowej, idąca w tej chwili przez Meksyk w kierunku granicy z USA, jest jednak w relatywnie najgorszym położeniu. Na jej drodze są bowiem pustynie, tereny ogromnych tropikalnych ulew i stany niemal w całości kontrolowane przez kartele narkotykowe, coraz częściej trudniące się przemytem już nie tylko kokainy, ale przede wszystkim ludzi. W dodatku na końcu drogi czekają ich setki kilometrów murów, ogrodzeń i drutów kolczastych, za którymi staną uzbrojeni strażnicy amerykańskiej granicy. Już teraz wiadomo, że marsz migrantów może skończyć się największą katastrofą humanitarną w najnowszej historii regionu.

Czytaj także: Kolejne ofiary politycznych zabójstw w Meksyku

Coraz więcej osób rusza na piechotę do USA

W skład karawany, znajdującej się obecnie gdzieś w stanie Chiapas na południowo-zachodnim wybrzeżu Meksyku, początkowo wchodziło ok. 2 tys. obywateli Gwatemali. Prawdopodobnie niewielka część tej grupy przekroczyła granicę legalnie i znajdowała się w Meksyku już wcześniej. Władze federalne w Mexico City poinformowały też, że niektórzy z uczestników marszu ubiegają się o azyl polityczny w Meksyku, są bowiem uciekinierami z terenów ogarniętych konfliktami tzw. maras, czyli środkowoamerykańskich gangów złożonych w dużej mierze z młodocianych przestępców.

Zdecydowana większość uchodźców znalazła się na terytorium Meksyku w piątek, po tym jak szturmem obaliła ogrodzenie zamontowane na moście w Ciudad Hidalgo prowadzącym do granicy z Gwatemalą. Stąd też pochodzą szacunkowe dane na temat wielkości i składu karawany. Prawdopodobnie swój początek miała ona dużo wcześniej, na południowej granicy Hondurasu i Salwadoru. Tam, jak donoszą meksykańskie media, miała zawiązać się pierwsza grupa uchodźców chcących dostać się na piechotę do USA. Idąc przez Salwador, północny Honduras, weszli na terytorium Gwatemali, gdzie grupa powiększyła się do kilkutysięcznych rozmiarów. W tym momencie jednak pojawiają się rozbieżności. Początkowo meksykańskie władze informowały o ponad tysiącu uchodźców na moście w Ciudad Hidalgo, potem – do soboty – liczba ta wzrosła niemal dwukrotnie. W tej chwili wiadomo, że w trzech tymczasowych obozach dla uchodźców na południu Chiapas zarejestrowało się przez weekend ok. 5 100 osób.

Wśród migrantów – przemytnicy z karteli narkotykowych

Nie wiadomo, skąd wzięły się pozostałe trzy tysiące. Nagły przyrost częściowo wyjaśnia informacja o przebywających już na terenie Meksyku azylantach z Gwatemali. Bardzo możliwe jednak, że marsz migrantów, który od momentu obalenia ogrodzenia w Ciudad Hidalgo zyskał ogromną uwagę światowych mediów, próbują wykorzystać zarówno chcący dostać się do USA Meksykanie, jak i kartele narkotykowe wysyłające swoich przemytników pomiędzy uchodźcami lub przerzucające ludzi właśnie jako środkowoamerykańskich uchodźców. Ta ostatnia hipoteza jest o tyle prawdopodobna, że niemal całe południowo-zachodnie wybrzeże Meksyku jest kontrolowane przez kartel Jalisco, który znany jest właśnie z handlu ludźmi i przemytu dóbr luksusowych do Stanów Zjednoczonych. W chwili pisania tego tekstu karawana migrantów opuszcza miasto Tapachula i kieruje się na północ wzdłuż wybrzeża.

Brutalny meksykański gang na trasie migrantów

Wiadomo, że ich celem jest granica z USA. Zanim jednak tam dojdą, czeka ich nie tylko wycieńczający, graniczący z niemożliwym trek przez Meksyk. Ogromnym problemem będą przede wszystkim bariery naturalne. Jeśli migranci będą trzymać się szlaku nadmorskiego, za kilkadziesiąt kilometrów wejdą w strefę bardzo intensywnych opadów tropikalnych, co nie tylko spowolni ich marsz, ale również przyniesie ryzyko chorób zakaźnych. Prawdopodobnie z biegiem czasu skręcą na wschód, w głąb kraju, próbując skrócić drogę. Tam z kolei czekać na nich będą pustynia i tereny niemal pozbawione infrastruktury. Najgorzej może być na samym końcu. Prawie cała północ kraju i granica z USA znajduje się od lat w rękach kartelu Sinaloa, bodaj najbrutalniejszego ze wszystkich meksykańskich gangów. Wejście na ich terytorium kilku tysięcy bezbronnych i osłabionych długim marszem uchodźców może skończyć się w najlepszym wypadku kryzysem humanitarnym, w najgorszym – ludzką tragedią na niespotykaną skalę.

Meksyk–USA. Pilnie strzeżona granica

Nawet jeśli przejdą przez wszystkie te bariery, przedostanie się na terytorium Stanów Zjednoczonych będzie praktycznie niemożliwe. Granica z Meksykiem już teraz, bez zapowiadanego przez Donalda Trumpa muru, obwarowana jest ogrodzeniami, drutami kolczastymi i monitorowana na każdym kilometrze przez amerykańskich celników. Rangersów z Teksasu i, co najbardziej niebezpieczne, tzw. Minuteman, ochotniczych oddziałów obywatelskich, najczęściej złożonych z radykalnych republikanów pilnujących granicy na własną rękę. Biały Dom już zapowiedział, że nie wpuści uchodźców do kraju – nie można wykluczyć, że w przypadku szturmu na granicę podobnego do tego z Ciudad Hidalgo Amerykanie otworzą ogień. Sam Trump napisał już na Twitterze, że uchodźcy muszą aplikować o azyl na terytorium Meksyku, a USA nie ponoszą odpowiedzialności za ich dalszy los i każdego nielegalnego imigranta będą deportować. Sekretarz Stanu Mike Pompeo wydał nawet w tej sprawie oficjalne oświadczenie, informując, że karawaną muszą zająć się władze Meksyku. Nawołuje również do współpracy z Wysokim Komisarzem ONZ ds. Praw Człowieka, by migranci nie zostali „wykorzystani przez przemytników i kartele”. Zwłaszcza to ostatnie zdanie brzmi jednak dość groteskowo, biorąc pod uwagę, że USA pod rządami Trumpa i Pompeo wystąpiły niedawno z Rady ds. Praw Człowieka ONZ.

Karawana jednak wciąż przemieszcza się na północ. Na jej temat padają sprzeczne informacje. Amerykańskie media informują, że po deklaracjach Trumpa grupa znacznie się zmniejszyła, z kolei w Meksyku mówi się już o ponad 7 tys. osób. Najbliższe dni mogą się okazać decydujące, choć do granicy z USA droga jeszcze bardzo daleka.

Czytaj także: USA–Meksyk, konflikt, który narasta

Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Interesy Mastalerka: film porażka i układy z Solorzem. „Szykuje ewakuację przed kłopotami”

Marcin Mastalerek, zwany wiceprezydentem, jest także scenarzystą i producentem filmowym. Te filmy nie zarobiły pieniędzy w kinach, ale u państwowych sponsorów. Teraz Masta pisze dla siebie kolejny scenariusz biznesowy i polityczny.

Anna Dąbrowska
15.11.2024
Reklama