W Alternative für Deutschland powstała sekcja żydowska, która ma zwalczać antysemityzm w Niemczech. Tyle że większość niemieckich Żydów samą AfD widzi jako silnie antysemicką partię.
Czytaj także: Czy Alternatywa dla Niemiec znajdzie się pod kontrolą służb?
Dlaczego powstała sekcja
„AfD jest jedyną partią w Niemczech, która otwarcie mówi, że zakorzenionej nienawiści wobec Żydów nie da się oddzielić od islamu”, tak widzi to Dimitri Schulz i jego koledzy. Jedyną, która może uchronić żydowskie życie w Niemczech przed zagrożeniem. Antysemityzmem. Muzułmanami. Bo Dmitri Schulz wie, że antysemityzm to tak naprawdę nie niemiecki problem. Nawet nie europejski. Może jacyś tam antysemici niemieccy są, ale on się z nimi nie spotkał. Antysemityzm przynieśli muzułmańscy uchodźcy. I dlatego Dmitri Schulz i jego żydowscy koledzy (w sumie dwudziestu czterech) powołali sekcję żydowską w AfD. Choć właściwie nie tylko dlatego. Bo – o czym media rzadko wspominają – zagrożeniem dla Żydów ich zdaniem jest nie tylko „masowa imigracja muzułmańskich mężczyzn”, ale „niszczenie tradycyjnej, monogamicznej rodziny przez gender i seksualizację dzieci”, co raczej z fundamentalizmem islamskim ma mało wspólnego.
Tak naprawdę, to nie nagły zwrot w AfD. W podobnym tonie wypowiadała się rok temu sama ówczesna szefowa partii, Frauke Petry (obecnie bezpartyjna, po wejściu do Bundestagu wystąpiła z partii), zapowiadała, że AfD jest „jednym z nielicznych gwarantów życia żydowskiego w Niemczech, również w czasach nielegalnej muzułmańskiej imigracji do Niemiec”. Powołanie sekcji spotkało się z serdecznością AfD i jej sympatyków. „AfD to naturalna ojczyzna polityczna Żydów”, zadeklarowała wiceszefowa frakcji parlamentarnej AfD, Beatrix von Storch). Gratulacje z okazji powstania sekcji złożyła też Erika Steinbach, obecnie bezpartyjna (wcześniej CDU), ale sympatyzująca z AfD. „W AfD znajdzie się zawsze miejsce dla Żydów”, powiedziała. Ale przeważa krytyka i sarkazm.
Zbędna historia III Rzeszy?
Bo sympatia dla Żydów łączy się w AfD tylko w połączeniu z islamofobią. Faktycznie AfD jest w swoich wypowiedziach proizraelska, ale powszechnie kojarzy się z antysemityzmem. W swoim programie partia chce ograniczyć w programie szkolnym nauczanie o III Rzeszy, by młodzież „mogła wzrastać w poczuciu dumy narodowej”, obecny jej szef, Alexander Gauland, czasy III Rzeszy porównuje do nieistotnego „ptasiego kleksa” w historii Niemiec, a jeden z prominentnych działaczy, Björn Höcke, uznaje postawienie pomnika ku czci ofiar Holocaustu za „znak hańby” i domaga się zwrotu o 180 stopni w polityce historycznej.
Blisko neonazistów
Licznym członkom AfD zarzucano kontakty z neonazistami, hajlowanie i poważanie Holocaustu. W niedawnych zamieszkach w Chemnitz politycy i członkowie AfD maszerowali razem z Pegidą i neonazistami – podczas marszów kilkanaście osób zatrzymano za używanie symboliki nazistowskiej, a jedna z imprez zakończyła się napadem na m.in. żydowską restaurację.
Parę dni temu jeden z działaczy młodzieżówki AfD stwierdził natomiast, że „każdy polityk postąpiłby tak, jak Hitler w 1939”. I tego ciągnące się skojarzenia z nazizmem partia chce się pozbyć, komentują obserwatorzy. Bo przecież nie można powiedzieć o partii, która ma własne koło żydowskie, że jest antysemicka i skrajnie prawicowa.
Czytaj także: Niemcy walczą z neonazistami i kibolami
Żydzi się dystansują i protestują
„Obłuda” – tak nazwał stworzenie grupy wiceprzewodniczący frakcji CDU w Bundestagu, Stephan Harbarth. AfD od lat stara się pomniejszać znacznie Holocaustu, zarzuca Harbarth. Ktoś, kto bagatelizuje Holocaust „nie walczy z antysemityzmem, tylko szydzi z jego ofiar”.
Ale co najważniejsze: od żydowskiej frakcji i samej AfD dystansują się sami Żydzi (poza 24 osobami we frakcji). We Frankfurcie nad Menem żydowscy studenci demonstrują pod hasłem „Ta alternatywa nie jest koszerna”. Już 40 organizacji i stowarzyszeń żydowskich w Niemczech, w tym Centralna Rada Żydów w Niemczech, podpisało deklaracje w sprawie AfD. „AfD jest antydemokratyczna, gardząca ludźmi, i w dużym stopniu ekstremalnie prawicowa” – piszą sygnatariusze. „Nie reprezentuje w żaden sposób interesu żydowskiej społeczności, ale jest partią, w której odnajduje się antysemityzm i relatywizacja, albo wręcz zaprzeczanie Holocaustu”.
Jeszcze ostrzej wypowiedziała się była przewodnicząca Centralnej Rady Żydów, Charlotte Knoblauch. AfD stara się pokazać, jako przyjazna Żydom, ale „jeżeli przyjrzeć sie programowi wyborczemu AfD w Bawarii (wybory do Landtagu odbędą się 14 października– red.), to mówi on: Żydzi precz z Niemiec” – skomentowała Knoblauch. Obecna sytuacja przypomina jej Hitlera pod koniec lat dwudziestych zeszłego wieku, na krótko przed przejęciem władzy przez, albo południe USA, gdzie „ Country Cluby przyjmowały ciemnoskórych tylko po to, aby być uznane za działające zgodnie z prawem”.
Kim jest Dmitri Schulz
Sam Schulz, jak i pozostali członkowie sekcji żydowskiej AfD, członkom organizacji żydowskich znani są tylko z mediów. Nie są ani bywalcami synagogi, ani członkami żadnej żydowskiej gminy z Niemczech. Dmitri Schulz do Niemiec przyjechał jako dziecko, z ZSRR, w ramach kontyngentu dla żydowskich emigrantów. Podobno, jak sam twierdzi, najpierw był zwolennikiem CDU, do AfD wstąpił cztery lata temu. W tym roku Schulz, inżynier z wykształcenia, kandyduje z listy AfD do parlamentu Hesji i utrzymuje kontakty raczej z innymi przesiedleńcami z byłego ZSRR, tzw. rosyjskimi Niemcami (Russlanddeutsche), wśród których partia też prowadzi intensywną kampanię.
Czas na sekcję muzułmańską?
Tymczasem współprzewodnicząca frakcji parlamentarnej AfD, Beatrix von Storch, zaskoczyła następnym pomysłem. AfD byłaby otwarta na podobną do żydowskiej frakcję muzułmańską. Musieliby to być muzułmanie liberalni, sprzeciwiający się „islamizacji”, powiedziała von Storch. Cztery lata temu, przed kryzysem uchodźczym, AfD podczas kampanii regionalnych na swoich plakatach zachęcała wyborców m.in. kandydatami z korzeniami tureckimi.
Czytaj także: Przestępczość imigrantów w Niemczech – fakty i mity