Czy rosyjscy agenci celowo ujawniają swoje dane?
Rosyjski wywiad wojskowy GRU przechodzi trudne chwile. Właśnie ujawniono personalia czterech agentów, którzy w Hadze usiłowali włamać się do sieci internetowej Organizacji ds. Zakazu Broni Chemicznej. Rozszyfrowano też, kto próbował otruć emerytowanego rosyjskiego szpiega Siergieja Skripala w Wielkiej Brytanii. A jeszcze w sieci pojawiła się lista 305 osób, domniemanych agentów GRU, wraz z ich adresami, numerami telefonów i paszportów. Wykrył je portal Bellingcat, specjalizujący się w tzw. białym wywiadzie, przeglądając bazy kierowców. Rosyjscy agenci sami przyczynili się do wsyp. Np. grupa haska zachowała paragon za przejazd taksówką z siedziby wywiadu na moskiewskie lotnisko. A kierowcy rejestrowali swoje samochody pod adresem GRU, co miało zapewniać nietykalność przy kontrolach drogowych. Zachód oskarża pracowników GRU o serię wrogich działań, w tym próby wpływu na ostatnie amerykańskie wybory prezydenckie, włamania do sieci organizacji międzynarodowych czy próby uzyskania dostępu do danych ze śledztwa w sprawie malezyjskiego samolotu pasażerskiego zestrzelonego nad Donbasem.
W tym pozornym chaosie jest jednak metoda. Ma to być realizacja tzw. doktryny Gierasimowa, szefa sztabu armii rosyjskiej. Zakłada, że w czasie pokoju też można prowadzić wojenną rywalizację, tyle że korzystając z niewojskowych metod, by tam gdzie trzeba siać niepokój i podsycać konflikty, osłabiać morale i spoistość społeczną oraz budować przekonanie o mocy rosyjskiej potęgi. I zmuszać do poszukiwania drugiego dna w takich zdarzeniach, jak sobotnie wybory na Łotwie, które wygrali prorosyjscy socjaldemokraci, mający szansę utworzyć rząd przy wsparciu eurosceptycznych, prawicowych populistów.