W systemie amerykańskim Sąd Najwyższy ma ostatnie słowo w sprawach o fundamentalnym znaczeniu dla całego państwa i społeczeństwa. Podejmuje decyzje odnoszące się do prawa federalnego, np. w kwestii aborcji czy małżeństw homoseksualnych. Wejście kandydata popieranego przez ultrakonserwatywnego prezydenta dałoby w dziewięcioosobowym Sądzie przewagę prawniczym konserwatystom. To z kolei mogłoby politycznie i propagandowo pomóc republikańskiej prawicy. Dlatego wokół kandydatury Bretta Kavanaugha rozgorzał spór elektryzujący nie tylko klasę polityczną, ale i zwykłych zjadaczy hamburgerów.
Czytaj także: Prezydent USA kontra sądy
Czym Kavanaugh zaskarbił sobie sympatię Trumpa
Początkowo przewidywano, że Trump dopnie swego bez większych problemów. Kavanaugh ma za sobą 12 lat orzekania w federalnym sądzie okręgowym. Prześwietlono jego decyzje. Naraził się radykalnym antyaborcjonistom. Zarazem jednak poparł pomysł, by nie wytaczać postępowań sądowych przeciwko urzędującym prezydentom.
To musiało zaskarbić mu sympatię Trumpa, bo niezależny prokurator wziął pod lupę powiązania ludzi z jego otoczenia z Rosjanami w kontekście kampanii wyborczej zakończonej jego zwycięstwem nad Hillary Clinton, pretendentką do prezydentury z ramienia Partii Demokratycznej.
Aż przyszedł moment, w którym sprawa uległa dramatycznej zmianie. Niemal na ostatnim etapie procedury powołania Kavanaugha na dożywotnie stanowisko sędziego Sądu Najwyższego dwie kobiety wystąpiły pod nazwiskiem z publicznym oskarżeniem kandydata o niedopuszczalne zachowania seksualne. Mówi się już o trzeciej. Do wiadomości publicznej przeniknęły drastyczne szczegóły. A w Stanach nie słabnie przecież kobiecy ruch protestu pod hasłem #MeToo.
Kavanugh chwyta się brzytwy
Kobiety gotowe są zeznawać na ten temat przed Senatem, który ma zatwierdzić kandydaturę Kavanugha. Ten zaprzecza zarzutom, ale poszedł wraz z żoną do telewizji, by dać im odpór, co jest rzeczą bez precedensu w przypadku kandydata na sędziego SN. Odebrano to jako sygnał, że tonący Kavanugh chwyta się brzytwy.
Zarzuty dotyczą wydarzeń sprzed wielu lat. Obrońcy Kavanaugha wykorzystują to do dyskredytacji zarzutów. Uważają, że to rozpaczliwa próba opozycji, która rozdęła sprawę na potrzebę wyborów parlamentarnych wyznaczonych na 6 listopada. Sęk w tym, że rewelacji nie zlekceważyło kilku senatorów republikańskich, a przewaga republikanów w Senacie nad demokratami wynosi zaledwie dwa głosy, więc zatwierdzenie Kavanugha, choć prawdopodobne, nie jest pewne.
Gdyby ostatecznie do niego doszło, byłoby to ciosem wyborczym w obóz Trumpa, a opozycja demokratyczna zyskałaby dodatkowe paliwo w końcówce kampanii, przedstawiając republikanów jako partię białych podstarzałych mężczyzn traktujących bezbronne kobiety jak seksualne niewolnice.
Czytaj także: Sąd Najwyższy USA – klub tajemniczych celebrytów