W wielu krajach Commonwealthu stosunki osób tej samej płci są zagrożone karą. Indie się z tego wyzwoliły.
Imperium Brytyjskie wciąż atakuje. A przynajmniej jego prawa, które państwa wyrywające się z kolonializmu pozostawiły w swoich kodeksach. Na początku września Indie wykreśliły przepisy pochodzące jeszcze z 1861 r., na mocy których stosunki homoseksualne zagrożone były karą do 10 lat pozbawienia wolności. Pięciu sędziów sądu najwyższego zdecydowało jednogłośnie, ale wyrok to efekt wieloletniej walki prowadzonej przez środowisko osób nieheteronormatywnych (jak się dziś je poprawnie określa). Reliktu epoki wiktoriańskiej, narzuconego przez okupanta, bronili bowiem konserwatyści, silni w przywiązanym do tradycji indyjskim społeczeństwie.
Podobne kampanie podejmowali aktywiści w innych byłych koloniach brytyjskich, z różnym skutkiem: stosunki osób tej samej płci wciąż zagrożone są karą w ponad 35 krajach członkowskich Commonwealthu, przy czym tylko w kilku z nich, jak w Malezji, Pakistanie lub Nigerii, dużą rolę odgrywa islam. Konserwatywne lub autorytarne władze często komfortowo czują się w starym brytyjskim gorsecie. W Indiach na sprucie czekają przepisy ułatwiające m.in. cenzurę publikacji i przedstawień teatralnych. A sąd w Mjanmie (Birmie) też na mocy przepisów brytyjskich, tyle że z lat 20. XX w. i o tajemnicy państwowej, dopiero co skazał na 7 lat więzienia dwóch dziennikarzy londyńskiej agencji Reuters, relacjonujących zbrodnie przeciwko ludności, których dopuszcza się mjanmarska armia na narodzie Rohingya. Protesty rządu Wielkiej Brytanii na razie zdały się na nic.