Oto Biały Dom, w którym doradcy prezydenta nazywają go za plecami „idiotą” i oceniają, że ma mentalność dziesięciolatka, którego nie można do niczego przekonać. Biały Dom, gdzie sam prezydent, który lubuje się w poniżaniu innych, nie rozumie elementarnych zasad geopolityki i roli Ameryki na świecie do tego stopnia, że trzeba mu podkradać z biurka leżące na nim dokumenty, aby nie wywołał III wojny światowej. Wszystko to nadawałoby się jako materiał do komediowego filmu z Leslie Nielsenem („Czy leci z nami pilot?”) w roli głównego bohatera, gdyby nie chodziło o przywódcę, bądź co bądź, supermocarstwa.
Trump, jaki jest, każdy widzi
Woodward w zasadzie nie mówi o Trumpie wiele nowego – koń, jaki jest, widzi każdy, kto śledzi newsy i zapoznał się choćby z książką Michaela Wolffa „Ogień i furia”. Dowiedzieliśmy się już z niej, że prezydent jest ignorantem, który, co gorsza, nie zdaje sobie sprawy ze swej niewiedzy i dopiero „dorośli w pokoju”, tj. poważni politycy republikańscy, powstrzymują go od robienia największych głupstw. Ale potwierdzenie tego przez legendarnego odkrywcę afery Watergate ma szczególną wagę. Poza tym jego relacja, w odróżnieniu od Wolffa, który skupiał się na kampanii prezydenckiej i pierwszych miesiącach kadencji Trumpa, obejmuje znacznie dłuższy okres jego rządów.
Biały Dom odcina się od wszystkiego
Jak można było przewidzieć, Biały Dom oświadczył, że „Fear” to całkowicie sfabrykowana historia, oparta na wypowiedziach rozmówców nieistniejących albo wyrzuconych przez prezydenta jego byłych podwładnych, którzy chcieli się na nim odegrać. Tylko dlaczego jego rzeczniczka Sarah Sanders, zamiast ograniczyć się do suchego dementi, uzupełniła je pochwałami, jakim to wielkim prezydentem Trump jest i ile dobrego dla Ameryki zrobił?
Bo doskonale wie, kto mówi prawdę. Woodward oparł się na wywiadach z byłymi i obecnymi pracownikami Białego Domu prowadzonych przeważnie „on deep background”, czyli bez ujawnienia tożsamości rozmówców. Z oczywistych względów nie można było inaczej. Słynny dziennikarz czynił tak samo, zbierając materiały do swych poprzednich książek, ujawniających kulisy prezydentury George′a W. Busha czy Baracka Obamy.
Nigdy nie zarzucono mu zmyślania ani poważniejszych przekłamań. Rzecznik Busha Ari Fleischer powiedział, że w książkach Woodwarda o jego byłym szefie „były cytaty, które mi się nie podobały”, ale nigdy nie były sfabrykowane. W pojedynku na wiarygodność z autorem „Fear” Trump z góry stoi na straconej pozycji.
Książka Woodwarda będzie bestsellerem
Najnowsza książka Woodwarda stanie się z pewnością bestsellerem, ale trudno ocenić, czy poważnie zaszkodzi prezydentowi. Jego notowania w sondażach znowu nieco ostatnio spadły – po rewelacjach ze śledztwa prokuratora specjalnego Roberta Muellera w sprawie rosyjskich kontaktów trumpistów. Ale dzięki dobrej sytuacji gospodarki trzon elektoratu Trumpa wciąż go popiera. Jeden z najostrzejszych konserwatywnych krytyków prezydenta Max Boot napisał, że po rewelacjach Woodwarda należałoby odwołać się do 25. poprawki do konstytucji przewidującej usunięcie prezydenta przez większość jego gabinetu jako nienadającego się pod pełnienia urzędu, ale sam przyznaje, że to marzenie ściętej głowy.
Należy raczej oczekiwać dalszego pogłębiania się chaosu w Białym Domu, gdzie dojdzie być może do kolejnych rezygnacji i zwolnień współpracowników Trumpa, którzy najbardziej zaszli mu za skórę. Bohater „Fear” wezwał znowu Kongres do zmiany praw tak, aby krytykowany polityk łatwiej mógł wygrać w sądzie proces o oszczerstwo. Nie ma jednak na to szans, bo prawa podobne np. do tych w Polsce odebrane by były w USA jako zamach na świętą w Ameryce wolność słowa.