Zdawałoby się, że w wypadku Donalda Trumpa nic już, a zwłaszcza żaden przykład jego małostkowości i mściwości, nie może nas zaskoczyć, a jednak amerykański prezydent sięgnął pod tym względem kolejnego dna – ile ich jeszcze będzie? – po śmierci Johna McCaina. W sobotę na wiadomość o zgonie tego wybitnego republikańskiego senatora i byłego kandydata prezydenckiego Trump ograniczył się do kurtuazyjnego tweeta z kondolencjami dla rodziny i nie złożył oświadczenia o zmarłym, chociaż legiony polityków w USA i za granicą złożyły mu stosowny hołd.
Flagę na Białym Domu opuszczono do połowy masztu, ale w poniedziałek rano Trump polecił jej ponowne wciągnięcie do pełnej wysokości, chociaż tradycja nakazuje, by po śmierci co bardziej prominentnych członków Kongresu pozostawała opuszczona aż do ich pogrzebu (McCain zostanie pochowany w niedzielę).
Flaga na Białym Domu ostatecznie w górę
Dopiero po burzy protestów i krytyki w poniedziałek po południu gwiaździsty sztandar znów powędrował w dół, a Biały Dom ogłosił oświadczenie prezydenta, w którym znalazły się słowa o jego „szacunku” dla McCaina, „amerykańskiego bohatera”, i przypomnienie, że ponad 5 lat spędził on w niewoli Wietkongu, gdzie był torturowany, ale odmówił wyjścia na wolność przed innymi, wcześniej uwięzionymi amerykańskimi oficerami.
Niechęć Trumpa do pochwał dla senatora nawet po jego zgonie można by ostatecznie zrozumieć, znając historię ich antagonistycznych relacji. Gdy McCain w 2015 r. skrytykował Trumpa jako kandydata do prezydentury, ówczesny magnat finansowy i celebryta odpowiedział, że wcale nie uważa go za bohatera, bo „woli takich, którzy nie dali się wziąć do niewoli”.
Po wyborze Trumpa do Białego Domu senator nie oszczędzał go, piętnując jego politykę wobec imigrantów, podsycanie w kraju ksenofobii i rasizmu, wojnę z mediami i popierając w pełni śledztwo specjalnego prokuratora Muellera w sprawie rosyjskich kontaktów trumpistów. Czynił to kulturalnym językiem, podczas gdy Trump odgryzał się tweetami w swoim stylu. Niewykluczone, że prezydent obawiał się, iż oświadczenie z wyrazami uznania dla zmarłego zabrzmią wyjątkowo fałszywie i nie chciał być oskarżony o hipokryzję. Ale sprawa flagi nad Białym Domem to trochę co innego – gwiaździsty sztandar reprezentuje urząd prezydencki i państwo. Szamotanina z jego opuszczaniem i podnoszeniem nadszarpnęła ich powagę i prestiż.
Polityczny testament senatora McCaina
McCain, choć Republikanin, był nieformalnym liderem opozycji anty-Trumpowskiej i sumieniem Ameryki, która wybrała prezydentem człowieka z rzadkim cynizmem posługującym się kłamstwem, demagogią i rozniecaniem nienawiści, podejrzanego o przekręty z czasów swej biznesowej przeszłości.
Na krótko przed śmiercią senator sporządził swego rodzaju polityczny testament – odczytane w poniedziałek przez jednego ze swoich przyjaciół przesłanie. „Osłabiamy naszą wielkość, kiedy mylimy patriotyzm z plemiennymi rywalizacjami, które rozsiewają ziarna resentymentu, nienawiści i przemocy we wszystkich zakątkach naszego globu. Osłabiamy ją, kiedy ukrywamy się za murami, zamiast je obalać, i kiedy wątpimy w potęgę naszych ideałów, zamiast ufać, że są ogromną siłą na rzecz zmian” – napisał McCain. W tekście nie padło nazwisko Trumpa, ale nie było to potrzebne.
Mniej więcej wtedy, gdy umierający senator pisał te słowa, media obiegła wiadomość, że były adwokat prezydenta Michael Cohen przyznał się, że jeszcze jako kandydat do Białego Domu, na kilka tygodni przed wyborami Trump polecił mu przekupić dwie kobiety, aby milczały na temat seksu z kandydatem. Prawnicy oceniają, że obaj naruszyli w ten sposób przepisy o finansowaniu kampanii wyborczych. Tego samego dnia były szef kampanii Trumpa Paul Manafort uznany został winnym wielomilionowych oszustw podatkowych i prania pieniędzy zarobionych na doradzaniu dyktatorom.
Media prześcigają się teraz w spekulacjach, czy dojdzie do skrócenia kadencji prezydenta, i rozważaniach, czy stoi on ponad prawem. Tymczasem przeprowadzone już po rewelacjach Cohena sondaże wskazują, że poparcie dla Trumpa wcale nie maleje. Bo przecież gospodarka ma się doskonale, giełda notuje hossę nieznaną od lat, a prezydent, spełniając kolejną obietnicę wyborczą, renegocjuje właśnie układ NAFTA.
Wspomnienia o McCainie podszyte są tonem melancholijnej refleksji o przemijaniu. Trudno się temu dziwić – zmarły senator symbolizował powolny koniec epoki.