Kraj jest jak rodzina
Fernando Aramburu o różnicach pomiędzy Baskami i Katalończykami
ALEKSANDRA LIPCZAK: – „Dzisiaj wreszcie się rozwiązali. Po południu pójdę popływać” – zatweetował pan, kiedy ETA niedawno ogłosiła swój koniec.
FERNANDO ARAMBURU: – To nawiązanie do „Dzienników” Kafki: „Niemcy wypowiedziały wojnę Rosji. Po południu szkoła pływania”. Oprócz dawki ironii w tych słowach zawiera się to, jak mało znaczy ETA, odkąd przestała zabijać. W gruncie rzeczy już od bardzo dawna podejmowała działania tylko po to, żeby przypomnieć, że w ogóle istnieje. Społeczny wpływ tego ogłoszenia jest więc znikomy. Już od prawie siedmiu lat ludzie żyją w Kraju Basków w pokoju i nie chcą niczego innego.
Chcą jednak czytać o tym, co przeżyli. Pana powieść – „Patria” – opowiadająca o dwóch baskijskich rodzinach z przeciwnych stron barykady tylko w Hiszpanii sprzedała się w nakładzie 800 tys. egzemplarzy. W jaką potrzebę trafiła?
Kiedy pisałem „Patrię”, nie miałem pojęcia, że istnieje jakaś „potrzeba”. Moja książka była i jest komentowana w Hiszpanii nie tylko z perspektywy literackiej, ale też socjologicznej i politycznej, stała się tematem rozmów. Napisałem jednak powieść, nie książkę historyczną ani reportaż czy analizę polityczną. Chciałem opowiedzieć historię, która dotyczy bardzo wielu Hiszpanów i Hiszpanek i w której pojawią się postacie, jakie każdy z nas zna z codziennego życia. To przemawia do ludzi. Zresztą pytania w rodzaju: co zrobić z traumatyczną przeszłością? jak i czy wybaczyć? kto powinien przeprosić? Wszystko to kwestie, przed którymi stoi bardzo wiele krajów.
Nigdy nie dał się pan uwieść nacjonalizmowi?
Nie, choć spokojnie mógłbym być nacjonalistą. Spełniam wszystkie społeczne kryteria, pochodzę ze starej baskijskiej rodziny.