Pierwszej Damie USA na sercu leży bezpieczeństwo w sieci. Chce, żeby media społecznościowe, które są nieodłącznym elementem naszego życia i których istnienie Melania Trump absolutnie docenia, nie były jednocześnie przestrzenią przemocy i nękania. O tym wszystkim Melania Trump mówiła niedawno podczas wystąpienia na szczycie do spraw walki z cyberprzemocą w Rockville. W tym samym czasie jej mąż wysyłał w świat kolejne tweety, w których m.in. w niewybrednych słowach skrytykował byłego dyrektora CIA Johna Brennana, a byłą doradczynię, która w swojej książce ujawniła niewygodne dla niego fakty, nazwał po prostu psem.
Melania kontra cyberbullying
Melania Trump ze zjawiskiem chamstwa w Internecie, które sama nazywa cyberbullyingiem, walczy nie od dziś. Tuż przed wyborami prezydenckimi krytykowała już kulturę internetową, która jej zdaniem stała się „zbyt złośliwa, podła i brutalna”. I jak twierdziła wówczas, „nie do zaakceptowania”. A trzy miesiące temu zainicjowała program „Be Best”, który ma się koncentrować na tym, by chronić najmłodszych przed złym wpływem Internetu.
Czytaj więcej: Serial „Roseanne” skasowany. Powodem wpis na Twitterze
Problem jest naprawdę ważny, bo jak pokazują zeszłoroczne badania na 5,6 tys. uczniów amerykańskich szkół średnich i studentów aż 34 proc. na własnej skórze doświadczyło czegoś, co można byłoby określić mianem cyberbullingu. Tylko że jeśli twarzą kampanii zostaje Melania Trump, to nie wiadomo, czy śmiać się, czy płakać, bo słowa Pierwszej Damy to najlepszy opis tego, co w mediach społecznościowych robi jej mąż, prezydent.
Cyberbulling wprost z Białego Domu
Czy więc działania Pierwszej Damy nie stoją w całkowitej sprzeczności z polityką Białego Domu? Jeśli jakaś polityka Białego Domu w tej sprawie istnieje. Przecież język, część wpisów prezydenta, gruboskórne komentarze wobec kobiet – to wszystko według badaczy internetowych zachowań ma wszelkie cechy cyberbullingu.
Czytaj także: Kogo zdążył obrazić Donald Trump? Na liście 337 nazwisk, miejsc, a nawet piosenka
Jako dowód można też przytoczyć analizy przeprowadzone przez dziennikarzy „New York Timesa”. Wynika z nich jasno, że np. mężczyźni, którzy kiedykolwiek narazili się Trumpowi, potem w jego wpisach na Twitterze są „smutni”, „żałośni”, „głupkowaci” albo wręcz nazywani „klaunami”, zaś w stosunku do kobiet prezydent często używa określenia „pomylone” „neurotyczne”, „przeceniane” albo „zakłamane”.
Czy pierwszy bully USA zrozumie?
Współczuć Melanii Trump czy uważać ją za megahipkrytkę? Chyba współczuć, bo jej wysiłki z góry mogą być skazane na porażkę. Poza tym już doświadcza krytyki, jaka na nią spadła po wystąpieniu na szczycie. Udało jej się jednak – świadomie lub nie – w pewnym sensie skrytykować swojego męża, kiedy powiedziała, że według niej dzieci często lepiej niż dorośli wiedzą, jak poruszać się w mediach społecznościowych i jakiego języka w nich używać. Tylko czy prezydent to zrozumie?
Czytaj także: Ivanka Trump chroni ojca. A powinna bronić kobiet