No właśnie: czy to jest morze czy raczej jezioro? Tego dotyczyła główna kontrowersja podczas 22 lat trudnych negocjacji w 51 grupach roboczych, niezliczonych spotkań ministrów i czterech szczytów prezydenckich. A po upadku ZSRR kandydatów do podziału tego największego słonego akwenu międzylądowego (370 tys. km kw.) było już pięciu zamiast dwóch: po staremu Iran, a do tego Rosja, Kazachstan, Azerbejdżan i Turkmenistan. Iran był zdania, że to jezioro, pozostała czwórka, że morze. To nie był spór czysto akademicki. W przypadku jeziora cała piątka podzieliłaby akwen po równo; w przypadku morza – proporcjonalnie do długości linii brzegowej, co stawiało w gorszej sytuacji Iran. Ostatecznie osiągnięto kompromis... że to ani morze, ani jezioro i że otrzyma status specjalny. Pod takim rozstrzygnięciem podpisało się właśnie w kazachskim porcie Aktau pięciu prezydentów.
Łatwiej było podzielić wodę: każde z państw otrzymało 15-milowy pas wód terytorialnych i jeszcze po 10 mil wyłącznej strefy połowów. Reszta akwenu jest otwarta, jak w przypadku każdego morza, choć poza piątką nikt inny nie może go używać do celów wojskowych. Co pieczętuje dominację Rosji i jej Floty Kaspijskiej (to stąd m.in. wystrzeliwała rakiety na Syrię). A jednocześnie temperuje jakiekolwiek przyszłe ambicje NATO. Trudniej było podzielić dno, tym bardziej że zalega pod nim przynajmniej 48 mld baryłek ropy i 9 bln m sześc. gazu ziemnego, a może i dużo więcej. O to głównie szły spory i liczne konkretne konflikty, nierzadko z udziałem sił zbrojnych. Uzgodniono, że dno zagospodaruje cała piątka, w oparciu o działki i sektory. Rosja, Kazachstan i Azerbejdżan już praktycznie to zrobiły z północną częścią akwenu. Za to każdy z sygnatariuszy będzie mógł swobodnie ciągnąć po dnie światłowody i rurociągi, co odblokowuje projekt połączenia naftowego Turkmenistanu z Azerbejdżanem, z pominięciem Rosji (która dotąd ten projekt sabotowała).