Okładka popularnego katolickiego tygodnika „Famiglia Cristiana” woła „Vade retro, Salvini!”. To aluzja do sceny z Ewangelii, w której Jezus wypędza szatana z opętanego. Redaktorzy sięgnęli po Nowy Testament, by wyrazić sprzeciw wobec antyimigranckiej polityki Matteo Salviniego, obecnego wicepremiera i ministra spraw wewnętrznych. Salvini, lider populistyczno-prawicowej Ligi (dawnej Ligi Północnej), jest dziś nadzieją alter-prawicy w Europie i USA, a zarazem wyzwaniem dla włoskiego Kościoła. Populistyczna prawica zauważa Orbána i Kaczyńskiego, ale młodszy i zręczniejszy od nich niszczyciel włoskiego establishmentu politycznego to ktoś, kto może mieć znacznie większy wpływ na politykę europejską, bo Włochy to potęga gospodarcza w mateczniku strefy euro.
Salvini zakazał w czerwcu wpuszczania do włoskich portów statków z przybyszami z Afryki. To zbulwersowało wielu włoskich biskupów i księży. Tych przynajmniej, którzy akceptują politykę papieża Franciszka w tej dziedzinie. Watykański „premier” i bliski współpracownik Franciszka, kardynał sekretarz stanu Pietro Parolin oświadczył, że zamykanie portów nie jest rozwiązaniem kryzysu migracyjnego.
Salvini kościelną krytyką się nie przejmuje. Należy do pokolenia mediów społecznościowych i w nich się broni lub atakuje. Pisze w internecie, że niesprawiedliwe porównanie z szatanem tylko zwiększyło jego poparcie wśród zwykłych włoskich katolików, a nawet niektórych biskupów. To możliwe, bo przecież ponad 80 proc. Włochów deklaruje, że są katolikami, a więc zwycięzcy marcowych wyborów parlamentarnych – Liga Salviniego zdobyła w nich 17,3 proc. głosów, cała koalicja prawicowa z jej udziałem 37 proc. – wygrali także głosami katolików.
Od lewaka do populisty
Wolty polityczne Salviniego wyborcom nie przeszkadzają.