Świat

Nadzwyczajne przyzwyczajenie. Erdoğan (też) robi z prawem, co chce

W lipcu 2016 r. prezydent Recep Tayyip Erdoğan wprowadził stan wyjątkowy na terenie całego kraju. W lipcu 2016 r. prezydent Recep Tayyip Erdoğan wprowadził stan wyjątkowy na terenie całego kraju. U.S. Department of Commerce / Flickr CC by 2.0
Po dwóch latach skończył się stan wyjątkowy w Turcji. Ale nie w Turkach.

Jak się żyje w stanie wyjątkowym? Gdy pytałem o to znajomych Turków przed czerwcowymi wyborami, wielu z nich odpowiadało nieco zaskoczonych, że już całkiem o nim zapomnieli.

Czytaj także: Turcja w czasie stanu wyjątkowego

Polityczna czystka pod osłoną stanu wyjątkowego

Kilka dni po nieudanym zamachu wojskowym w lipcu 2016 r. prezydent Recep Tayyip Erdoğan wprowadził stan wyjątkowy na terenie całego kraju. Decyzja wydawała się o tyle uzasadniona, że rzeczywiście mało brakowało, by część dowódców przejęła władzę w państwie. Stan wyjątkowy, zgodnie z konstytucją, wprowadzono początkowo na trzy miesiące. Potem przedłużano go jeszcze siedmiokrotnie. Aż do 19 lipca, gdy po prostu wygasł.

W ciągu tych dwóch lat doszło w Turcji – na mocy przepisów o stanie wyjątkowym – do politycznej czystki. Stanowiska straciło ponad 130 tys. urzędników i ludzi zatrudnionych w tzw. budżetówce (w tym co czwarty sędzia) – bez jakichkolwiek procesów, bez wyroków. Prawie 50 tys. trafiło za kratki, w tym ponad stu dziennikarzy. Wystarczyło oskarżenie o współpracę z organizacją terrorystyczną. Za taką Erdoğan uznał Ruch Gülena, potężne, półoficjalne stowarzyszenie społeczno-religijne, które przez lata pomagało mu utrzymać się przy władzy, ale w ostatnim czasie poszło z prezydentem na wojnę, której finałem był nieudany zamach z 2016 r. Oczywiście wielu ze zwolnionych i aresztowanych nie miało związków z Gülenem – to był wytrych, aby pozbyć się wszystkich, do których były jakiekolwiek polityczne wątpliwości.

Dla zwykłych obywateli, o ile nie mieszali się w politykę, stan wyjątkowy był przezroczysty. Niby jakichś znajomych zgarnęła policja, z kiosków zniknęła kolejna gazeta, ale chleb w sklepach dowożono na czas. – Takie polityczne wycofanie trudno nawet nazwać wyrachowaniem – mówi mi nauczyciel akademicki z Ankary. – Człowiek podświadomie unika pewnych zachować, nie wychyla się. I to chyba największy sukces Erdoğana – że 95 proc. obywateli zapomniało, że w ogóle obowiązuje jakiś stan wyjątkowy.

Protesty nie mają sensu?

Po wygranych dla Erdoğana czerwcowych wyborach prezydenckich i parlamentarnych nic już nie stoi na przeszkodzie, aby tymczasowy stan wyjątkowy uczynić permanentnym. Do parlamentu trafił właśnie tzw. pakiet antyterrorystyczny. Zakłada on między innymi, że każdego pracownika budżetówki (również policji i armii) będzie można zwolnić na podstawie decyzji komisji, które teraz powstaną w każdej instytucji państwowej. Znów – wystarczy oskarżenie o sprzyjanie terrorystom. Policja będzie mogła zatrzymywać bez stawiania zarzutów już nie na 24, tylko 48 godzin, lokalni gubernatorzy będą mogli kontrolować ruch na granicach prowincji i niemal dowolnie odwoływać manifestacje itd. W Pakiecie nigdzie nie pada sformułowanie „stan wyjątkowy”.

Dlaczego nie protestujecie? – Protestowaliśmy, ale wielu Turków jest przekonanych, że to nie ma już żadnego sensu – mówi akademik. – Erdoğan robi z prawem, co chce. Zmiana jednych czy drugich przepisów nic tu nie da. Przyzwyczailiśmy się do tej wyjątkowości.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Rynek

Jak portier związkowiec paraliżuje całą uczelnię. 80 mln na podwyżki wciąż leży na koncie

Pracownicy Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego od początku roku czekają na wypłatę podwyżek. Blokuje je Prawda, maleńki związek zawodowy założony przez portiera.

Marcin Piątek
20.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną