Artykuł ukazał się w internetowym wydaniu Nowej Europy Wschodniej
Kilka tygodni po objęciu państwowych sterów przez rząd mniejszościowy oczy wszystkich obywateli wciąż są zwrócone na Paszyniana. Publiczne wystąpienia premiera komentowane są przy rodzinnych kolacjach. Pasażerowie marszrutek zachwycają się tym, że co wieczór można zobaczyć relację online z pracy szefa rządu. Twarz Paszyniana spogląda na ludzi nie tylko z kubków i koszulek, rozwieszonych na ulicznych straganach, lider regularnie prowadzi otwarte sesje, podczas których osobiście można zadać mu pytanie. Ludzie pytają o różne kwestie, w tym o przygotowania do przedterminowych wyborów parlamentarnych.
Naród to ja
Paszynian objął najważniejszy urząd w Armenii bez klarownie sformułowanego programu, na fali powszechnego niezadowolenia społecznego. Masowe protesty, które wiosną przetoczyły się przez Armenię, skierowane były przede wszystkim przeciw rządom Serża Sarkisjana, dotychczasowego lidera, wieloletniego prezydenta, a następnie premiera.
Ruch społeczny w Armenii ma długą tradycję. W ostatnich latach miało miejsce wiele akcji sprzeciwu wobec władz. Ludzie wychodzili na ulice m.in. w reakcji na podwyżki cen biletów transportu publicznego, nieuzasadnione zwiększenie cen energii elektrycznej czy likwidację parków w centrum stolicy.
Aktywista społeczny Suren Sahakian przyznaje, że doświadczenie wcześniejszych mitingów pozwoliło jemu i dwóm innym apologetom armeńskiej aksamitnej rewolucji Manwelowi Sarkisjanowi oraz Araratowi Mirzojanowi (obecnie pierwszy wicepremier) zaplanować zmianę władzy w Armenii. – Dla mnie już w marcu było jasne, że ludzie wyjdą na ulice – specjalnie dla „NEW” wspomina Suren Sahakian. – Plan polegał na tym, żeby dać ludziom wolność, żeby mogli robić to, co chcą.
Sahakian tłumaczy, że decentralizacja protestów była zabiegiem technicznym, zmuszającym policję do poddania się. Strategia przekształcenia lidera niszowej partii opozycyjnej w przywódcę całego narodu polegała na wejściu w kontakt ze społeczeństwem obywatelskim – zbliżeniu marginalnej opozycji z narodem. – W ostatnich latach opozycja właściwie przestała być opozycją; grała według reguł partii rządzącej, a nie zasad politycznych – kontynuuje Sahanian. – Partie były coraz bardziej zdyskredytowane, zdobywały bardzo małe poparcie społeczne. Paszynian zwrócił się więc bezpośrednio do narodu: przeprosił ludzi, poprosił o ich wsparcie – Sahakian zdradza sekrety dotarcia na polityczny szczyt nowego lidera narodu.
W momencie obejmowania władzy Nikol Paszynian był już bohaterem narodowym: pozwolił uwierzyć Ormianom, że ich przyszłość zależy od nich samych.
Uczciwa władza
Przed objęciem władzy Nikol Paszynian niejednokrotnie zapowiadał, że przeprowadzenie przedterminowych wyborów parlamentarnych jest niezbędne, by uwolnić Armenię od rządów oligarchicznej i skorumpowanej Republikańskiej Partii Armenii na czele z Serżem Sarkisjanem.
Prezes erywańskiego Press Clubu Boris Nawasardian w rozmowie z „NEW” nie ma wątpliwości, że w perspektywie długofalowej (kolejne wybory do Zgromadzenia Parlamentarnego planowo mają się odbyć w 2022 r.) współpraca między rządem mniejszościowym a parlamentem nie może być efektywna. – Do czasu wyborów Paszynian tak czy inaczej będzie zmuszony do pójścia na kompromis z Blokiem Carukjana i Dasznakcutiun, w rękach których obecnie znajduje się siedem tek ministerialnych – mówi Nawasardian. – Przedstawiciele rządu nie są członkami jednego zespołu, każdy ma swoje interesy osobiste, partyjne. Do tego większość parlamentarną wciąż posiada ugrupowanie Serża Sarkisjana, Republikańska Partia Armenii. Wybory przedterminowe są niezbędne, aby stworzyć zgrany, jednolity zespół, gotowy do przeprowadzenia szybkich zmian.
Podobnego zdania jest inny czołowy armeński politolog Stepan Grigorian. Dodatkowo uważa on, że przedterminowe wybory tylko wtedy odegrają swoją rolę (a więc: zagwarantują uczciwy podział władzy), jeśli zostaną przeprowadzone po zatwierdzeniu przez parlament nowego kodeksu wyborczego. – Obecnie obowiązująca większościowa ordynacja wyborcza w tak biednych krajach jak Armenia nie ma zastosowania, oligarchowie po prostu kupują głosy wyborców. Za jeden głos płaci się zwykle dziesięć tysięcy dram [około 20 dol. – przyp. red.] – tłumaczy Grigorian. – Powinno też wprowadzić się większą kontrolę nad listami wyborczymi, chociażby sprawdzać linie papilarne. W Armenii oficjalnie mieszka ok. trzech milionów ludzi, z czego szacuje się, że ok. pół miliona przebywa na stałe lub czasowo za granicą. Wybory są fałszowane właśnie poprzez dopisanie głosów tych, którzy nie chodzą do urn, bo ich po prostu nie ma w kraju – precyzuje Grigorian.
Obecnie trwają prace nad nowym kodeksem wyborczym, który – zgodnie ze wstępnymi zapowiedziami Paszyniana – będzie przyjęty jeszcze tego lata. Dopiero w następnej kolejności zostanie ogłoszony termin przedterminowych wyborów parlamentarnych. Nie odbędą się one więc wcześniej niż na przełomie lat 2018 i 2019. W międzyczasie nowy rząd swoją aktywność skupia na wypełnianiu innych obietnic, które złożył narodowi.
Zamiast wendety
Od początku maja, gdy Paszynian przejął władzę, policzono się już z kilkoma wpływowymi osobami. Na pierwszy ogień poszedł monopolista celny Armen Unanian. Były główny księgowy spółki Gazprom Armenia (dawny ArmRosGazprom) latem 2017 r. zarejestrował firmę Norfolk Consulting, która wymuszała na importerach, by to właśnie przez nią załatwiali formalności celne. O odmowie nie mogło być mowy. Armeńska Służba Bezpieczeństwa Narodowego w biurach firmy oraz w domu Unaniana znalazła dokumenty potwierdzające, że w ciągu dziewięciu miesięcy dzielności Norfolk Consulting „zoptymalizowało” podatki na kwotę siedmiu milionów dolarów.
Następną „ofiarą” służb były lokalne supermarkety. Zarzucono im uchylanie się od płacenia podatków. W Armenii małe firmy, obroty których nie przekraczają 240 tys. dol. w skali roku, zamiast podatku VAT płacą podatek obrotowy w wysokości 2 proc. Korzystając z tego udogodnienia, właściciele supermarketów zarejestrowali setki fałszywych indywidualnych przedsiębiorców, którzy rzekomo działali na terenie sieci handlowych. Schemat ten był wykorzystywany przez lata i wyrządził skarbowi państwa wielomilionowe szkody.
Oszuści podatkowi zostali pociągnięci do odpowiedzialności – muszą zrekompensować państwu straty. Ręka sprawiedliwości szczególnie silnie dosięgnęła właścicieli dwóch największych domów towarowych: Yerevan City oraz Sas. Oligarchowie i jednocześnie posłowie Samwel Aleksanian oraz Artak Sarkisjan, bo o nich mowa, opuścili szeregi Republikańskiej Partii Armenii i obecnie zasiadają w parlamencie jako bezpartyjni.
„Nietykalni”
Porachunki z przedstawicielami byłej ekipy rządzącej (Samwel Aleksanian jest nazywany „osobistym oligarchą Serża Sarkisjana”, bo finansował jego kampanię prezydencką; Unanian był bezpośrednim podwładnym byłego premiera Karena Karapetiana) mają być przestrogą i jednocześnie zachętą do współpracy oligarchów z obecnym rządem.
Szef erywańskiego think thanku Regional Studies Center Richard Giragosian potwierdza, że obecnie trwają pertraktacje między premierem a oligarchami. Ci ostatni mają zobowiązać się do prowadzenia przejrzystej księgowości, a także rekompensować państwu poniesione do tej pory straty finansowe. Giragosian przypuszcza, że jeśli nie zdecydują się na współpracę, podzielą los byłego ministra obrony narodowej Manwela Grigoriana: czeka ich ostracyzm polityczny i społeczny.
Otóż Manwel Grigorian, noszący prestiżowy tytuł „bohatera Karabachu”, został aresztowany pod zarzutem nielegalnego posiadania broni. W jego posiadłościach skonfiskowano kilkaset tysięcy dolarów, kilkadziesiąt świadectw własności nieruchomości, niemały arsenał (granatniki, TNT, tuziny strzelb, pistoletów), menażerię z dzikimi zwierzętami (tygrysy, niedźwiedzie, strusie). Posiadanie tak luksusowego majątku może bulwersować. Jednak kroplą, która przelała czarę, było odnalezienie „zaginionej” pomocy, która została zebrana przez cywilów i wysłana na front podczas karabaskiej wojny czterodniowej w 2016 r. Tysiące konserw z tuszonką, lekarstwa, bandaże, bielizna, papier toaletowy – wszystko to zamiast trafić do żołnierzy, zostało przywłaszczone przez jeszcze do niedawna cieszącego się powszechnym szacunkiem generała.
***
Utrzymanie władzy w Armenii, którą zdobyto w drodze rewolucji (nawet aksamitnej), można porównać do gorącego kartofla: jego również trudno utrzymać i się nie poparzyć. Na wejściu Nikol Paszynian posiada jeden niezmiernie wartościowy kapitał – ogromny kredyt zaufania społecznego. Póki co sprawia wrażenie, jakby rzeczywiście chciał przekuć populistyczne hasła rewolucyjne w realne czyny. Przeprowadzenie przedterminowych i demokratycznych wyborów do parlamentu, odseparowanie polityki od dużego biznesu oraz poprawa sytuacji ekonomicznej to cele, które musi osiągnąć, jeśli chce zostać u sterów. Czas działa na jego niekorzyść i już wczesną jesienią dowiemy się, czy nie będzie tylko premierem przejściowym.
Artykuł ukazał się w internetowym wydaniu Nowej Europy Wschodniej