Kongres Polaków w Szwecji, organizacja uważająca się za głównego reprezentanta Polonii szwedzkiej, nie otrzymał w tym roku tamtejszej dotacji rządowej. Kwota nie jest wielka, ponad 150 tys. zł, ale pozwalała na utrzymywanie ośrodków polonijnych i samego Kongresu.
Powodem odmowy jest flirt organizacji wchodzących w skład Kongresu ze szwedzkimi ugrupowaniami nacjonalistycznymi. Otaczały one opieką także Polaków podejrzewanych przez policję o organizowanie ataków na obozy dla uchodźców. Paradoksalnie jedną z organizacji, której zarzucano taką opiekę, jest wchodząca w skład Kongresu Rada Uchodźstwa Polskiego. W wydawanych przez te polonijne organizacje drukach i w mediach społecznościowych prezentowano skrajnie nacjonalistyczne teksty, także antyimigranckie.
Polscy imigranci zapomnieli niejako o swojej przeszłości i angażują się często w poparcie antyimigracyjnej populistycznej partii Demokraci Szwecji, którą wspierają także w wyborach. W ostatnich sondażach przed wrześniowymi wyborami parlamentarnymi i samorządowymi stała się ona największym ugrupowaniem, wyprzedzając tradycyjnych liderów sondaży, socjaldemokratów i konserwatystów. W wyborach ubiega się o miejsca w organach samorządowych ponad setka kandydatów z polskimi korzeniami. Co czwarty z „polskich” kandydatów znajdzie się na listach antyimigracyjnej partii.
Polacy przodują w takich postawach, ale nie są wyjątkiem. Bardzo często uciekinierzy, którzy znaleźli wcześniej azyl w Szwecji, zdają się odmawiać takiego prawa swoim ziomkom. Uważają, że im więcej uchodźców będzie przyjmowała Szwecja (a przyjmuje ich per capita najwięcej w Europie), tym gorsza będzie pozycja ich samych, a już na pewno przyszłość ich dzieci. Jest to swego rodzaju syndrom tratwy ratunkowej, z której spychane są przez już uratowanych kolejne osoby walczące o życie.