Świat

Czy nowy przywódca Kolumbii utrzyma pokój z partyzantami?

Nowy prezydent Kolumbii Iván Duque to zagadka z przechyłem w stronę niepokoju. Nowy prezydent Kolumbii Iván Duque to zagadka z przechyłem w stronę niepokoju. Nacho Doce/Reuters / Forum
Nowy prezydent Kolumbii Iván Duque to zagadka z przechyłem w stronę niepokoju.

Ten niepokój bierze się stąd, że Duque kwestionuje niektóre – jak podkreśla – postanowienia pokoju zawartego półtora roku temu między rządem a rebeliantami. A może nie tylko „niektóre”? Przypomnijmy, że w 2016 r. ustępujący wkrótce z urzędu prezydent Juan Manuel Santos podpisał porozumienie z partyzantami FARC, odwołującymi się niegdyś do komunizmu, a ostatnio raczej do radykalnie egalitarnych postulatów społeczno-ekonomicznych. Podpisane porozumienia otworzyły drogę do demobilizacji partyzantów i pokoju po trwającej 52 lata wojnie domowej.

Kampania przeciwko pokojowi

Jednak polityczny „ojciec chrzestny” wybranego w niedzielę prezydenta – sam niegdyś prezydent kraju Alvaro Uribe (2002–2010) – rozpętał wściekłą kampanię przeciwko zawartemu pokojowi. Gdy był prezydentem, nawet nie próbował negocjować: jego agendą polityczną było zniszczenie guerrilli ogniem i mieczem za pomocą wszelkich dostępnych środków. Choć Uribe nie kandydował, to on był w pewien sposób główną postacią tych wyborów.

Uribe to wyjątkowo mroczna postać, nawet jak na standardy kolumbijskiej polityki. Potężni paramilitares na usługach latyfundystów i narkobaronów – zbrodnicza armia watażków uważała go zawsze za swojego człowieka. Materiały amerykańskiego wywiadu wojskowego dowodziły, że jeszcze jako senator Uribe „siedział w kieszeni” potężnego Pabla Escobara. W narkobiznes uwikłany był również jego ojciec – hodowca bydła, którego zastrzelili partyzanci FARC. Wojna Uribe z partyzantami miała więc rysy zarówno polityczne, klasowe, jak i czysto osobiste.

Pokój zawarty z FARC przez konserwatywnego prezydenta Santosa – za co ten ostatni dostał Pokojową Nagrodę Nobla – Uribe nazwał otwarciem wrót komunizmowi, względnie castrochavismowi (od nazwisk Fidela Castro i Hugo Chaveza). Jest to teza niedorzeczna, lecz w Kolumbii chwytliwa – i Uribe referendum w sprawie pokoju wygrał.

Dlaczego chwytliwa? Złe doświadczenia Kolumbijczyków z partyzantami, którzy z upływem lat degenerowali się, czerpali zyski z narkobiznesu, dokonywali porwań dla okupu, traktując porwanych w bezwzględny sposób, rzuciły cień na wszelkie idee progresywne, jak również lewicowe partie. W Kolumbii wielu ludzi myśli wedle skojarzenia: lewica = terroryści i porywacze, podobnie jak w Polsce wielu ludzi kojarzy lewicowość jedynie z czasami PRL. (Ten sposób myślenia pomógł nowo wybranemu prezydentowi wygrać w niedzielę rywalizację z lewicowym kandydatem Gustavem Petro).

Kolumbia ma swojego Trumpa

Odrzucenie pokoju w referendum było dla demokratycznego świata szokiem. Wielu ludzi pytało: jak można głosować przeciwko pokojowi, choćby niedoskonałemu, po 52 latach wojny domowej? Komentatorzy na świecie przyrównywali wynik kolumbijskiego plebiscytu do zwycięstwa zwolenników brexitu i sukcesu wyborczego Donalda Trumpa.

Teraz Kolumbia ma swojego Trumpa naprawdę. Prezydent Iván Duque ciągnie za sobą najgorsze skamieliny kolumbijskiej polityki z czasów Uribe – samego Uribe zresztą także – kiedy to dialog z krytykami, działaczami praw człowieka i obrońcami wspólnot autochtonicznych prowadzili agenci służb specjalnych za pomocą podsłuchów, porwań i zniknięć.

Czy Duque będzie chciał się pozbyć tego garba, czy też stanie się marionetką Uribe, oligarchii plantatorów, hodowców bydła, poszukiwaczy surowców i innych wielkich biznesów, pozostaje na razie zagadką. Podobnie to, czy będzie chciał zachować miejsce dla zdemobilizowanych partyzantów w legalnym życiu politycznym, czy może – zgodnie z podszeptami Uribe – zacznie kampanię rozliczeń i nie zostawi byłym bojownikom innej drogi niż powrót do nielegalnego świata. W latach 80., gdy powstała Unia Patriotyczna – partia reprezentująca FARC w legalnej polityce – ponad 4 tys. jej działaczy wymordowano.

Podobnie było, gdy na początku lat 90. ujawniali się partyzanci z miejskiej guerrilli M-19 – ich lider Carlos Pizarro uwielbiany przez wielkomiejską lewicową inteligencję został zamordowany w czasie kampanii prezydenckiej. Nie wiadomo, kto zlecił zabójstwo, lecz wszystkie przypuszczenia prowadziły ku ówczesnemu rządowi. Memento tamtych zbrodni nie wyparowało z głów wychodzących teraz z ukrycia rebeliantów.

Lewica przegrała, czyli wygrała?

Dziś jednak inny jest polityczny kontekst. Pokonany w wyborach Gustavo Petro, były towarzysz broni Pizarra i były burmistrz Bogoty, zdobył więcej głosów niż jakikolwiek lewicowy kandydat w minionych dekadach – poparło go 8 mln ludzi, tj. 42 proc. głosujących. To osobliwa porażka, gdyż wielu zwolenników lewicy uważa ją... za wygraną. Nie wygraną dającą dzisiaj władzę, lecz wygraną dającą potężny zastrzyk nadziei na przyszłość (m.in. na egalitarną politykę w stylu byłego brazylijskiego prezydenta Luli czy ochronę środowiska wedle wzorów Zielonych i ograniczenie rabunkowej eksploatacji surowców naturalnych).

Jeśli więc nowy prezydent Duque będzie próbował potraktować surowo byłych bojowników FARC, demontując tym samym i tak kruchy pokój, może napotkać na potężny opór społeczny zwolenników Petra i jego samego – senatora mającego parlamentarną trybunę.

Duque może jednak dokonać innego wyboru. Na przykład pójść drogą ustępującego prezydenta Santosa i podobnie jak on zerwać alians ze swoim „ojcem chrzestnym”. Santos również był bliskim współpracownikiem Uribe, jego zaufanym ministrem obrony, jednak po wygranych wyborach prezydenckich w 2010 r. poszedł własną – inną niż Uribe – drogą. Z jednej strony zachował konserwatywne podejście do gospodarki i kwestii społecznych, lecz z drugiej – postawił na dialog z FARC, zakończenie wojny, pokój, ograniczone rozliczenia z rebeliantami.

Kolumbijczykom należałoby życzyć, aby przykład odchodzącego prezydenta był dla obejmującego rządy zaraźliwy. Z rozpętanej na nowo wojny domowej Kolumbia mogłaby bardzo długo się nie podnieść.

Czytaj także: Kolumbia wydobywa wrak galeonu San José

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Świat

Trump bierze Biały Dom, u Harris nastroje minorowe. Dlaczego cud się nie zdarzył?

Donald Trump ponownie zostanie prezydentem USA, wygrał we wszystkich stanach swingujących. Republikanie przejmą poza tym większość w Senacie. Co zadecydowało o takim wyniku wyborów?

Tomasz Zalewski z Waszyngtonu
06.11.2024
Reklama