„Państwo uznaje prawo do życia nienarodzonego i równe prawo do życia matki” – brzmi ósma poprawka do irlandzkiej konstytucji zrównująca w praktyce życie kobiety i płodu. Irlandczycy właśnie opowiedzieli się za jej usunięciem. Przy ponad 60-proc. frekwencji 66 proc. obywateli poparło liberalizację prawa do aborcji.
To kolejny – po dopuszczeniu rozwodów i jednopłciowych małżeństw – obyczajowy przełom w tym kraju. Dotychczas w Irlandii obowiązywało najbardziej restrykcyjne prawo w Europie. Przerywanie ciąży było dopuszczalne wyłącznie w przypadku bezpośredniego zagrożenia życia kobiety, ale i to raczej teoretycznie. Brakowało bowiem rozporządzeń umożliwiających jego egzekwowanie, a groźba 14 lat pozbawienia wolności skutecznie zniechęcała lekarzy do pomocy kobietom.
Aborcja w Irlandii była zakazana na mocy wiktoriańskiego, archaicznego prawa z 1861 r., które zrównywało usunięcie płodu z morderstwem. Podczas gdy w Anglii, Walii czy Szkocji te przepisy dawno zniesiono, Irlandia zacementowała zakaz, wprowadzając w 1983 r. ósmą poprawkę do konstytucji. Debata nad nią głęboko podzieliła społeczeństwo, nazwano ją „moralną wojną domową”. Wówczas – również w referendum – zwolennicy restrykcji zwyciężyli, uzyskując dwie trzecie głosów.
To okrutne archaiczne prawo miało tragiczne skutki dla wielu pokoleń irlandzkich kobiet. Lista tych, które zapłaciły za nie życiem i zdrowiem, jest długa. Ich historie, a także powszechność aborcyjnej „turystyki” bez wątpienia przyczyniły się do zmiany społecznego nastawienia do zakazu przerywania ciąży. Ale nie tylko one. Innym czynnikiem była międzynarodowa presja – w 2011 r. Trybunał Sprawiedliwość UE uznał irlandzkie przepisy za łamanie praw człowieka.