Do dwóch razy sztuka – może powiedzieć Nikol Paszynian, który został wybrany przez parlament na premiera kraju. „Wybrany” to może za szeroko powiedziane, raczej zaakceptowany, bo Paszynian nie miał kontrkandydata. Tym razem odrobił lekcję, zapewnił sobie poparcie większości w 105-osobowym parlamencie i nie liczył na szczęście – jak poprzednim razem, gdy zabrakło mu kilku głosów.
Protesty w Armenii obaliły premiera
Zapewne też na decyzję parlamentarzystów miała wpływ ulica, bo w Erywaniu, stolicy kraju, protesty trwają już czwarty tydzień. Ludzie, zwłaszcza młodzi, z początku protestowali przeciwko próbie zdominowania władzy przez Serża Sarkisjana, prezydenta przez dekadę, który następnie chciał się umościć w fotelu premiera. Po jego dymisji protesty trwały, tym razem domagano się wyboru lidera opozycji. Paszyniana właśnie.
A kiedy pierwsze podejście okazało się fiaskiem, protesty nie ustały, bo Paszynian wezwał Ormian do nieposłuszeństwa obywatelskiego.
Czy Armenia zbliży się do Unii Europejskiej?
Pytań pozostaje kilka, zakładając, że spełnienie żądań ulicy uspokoi protestujących. Po pierwsze – w którą stronę pójdzie teraz Armenia? Niedawne badania pokazują, że poparcie i zainteresowanie kierunkiem prozachodnim wyraźnie wzrosło, ale czy to oznacza chęć zacieśnienia więzów z Brukselą?
Na razie Armenię łączy podpisane niedawno dość luźne porozumienie z UE, ale może Ormianie zechcą, jak Gruzini, te związki bardziej sformalizować. W 2013 roku byli już blisko, ale pod presją Moskwy władze wycofały się, a społeczeństwo przyjęło ten fakt ze zrozumieniem. I tutaj drugie pytanie się nasuwa: jak teraz zareaguje Kreml na przejęcie władzy przez opozycyjnego premiera, który wprawdzie jest oszczędny w słowach i krytyce, ale nie wiadomo, jakie podejmie decyzje?
Moskwa dotychczas ze względnym spokojem obserwowała wydarzenia w Armenii, ale teraz, po zaprzysiężeniu Władimira Putina, może się to zmienić. Zielone ludziki mogą ruszyć na Erywań jak kiedyś na Krym… Czy Putin zechce interweniować bardziej zdecydowanie niż dotychczas? A może jest zajęty sprawami kraju, zwłaszcza kłopotami gospodarczymi, i nie zechce ściągać sobie na głowę dalszych. Na razie będzie świętować otwarcie mostu na Krym – najdłuższego w Europie, który zdecydowanie uniezależni go od Kijowa.
W tle konflikt o Górski Karabach
Jest wreszcie wciąż nierozwiązany konflikt o Górski Karabach między Armenią i Azerbejdżanem. Zmieniła się jednak sytuacja polityczna, a sojusz Rosji i Turcji odgrywa tu dziś kluczową rolę. Turcja popiera Azerbejdżan. Rosja sprzedaje tam broń, ale bazę wojskową ma nadal w Armenii. Konflikt tli się więc nieustająco. Plan Ławrowa, faworyzujący Azerbejdżan, raczej go nie rozwiąże. A to oznacza, że walki mogą wybuchnąć, bo sytuacja na granicy jest gorąca.
Rosja zapewne nie będzie chciała opowiedzieć się wówczas po stronie Armenii, żeby nie narazić się Turcji. Waszyngton daleko. A co zrobi Europa? Paszynian będzie się musiał zmierzyć z problemem przyczajonego konfliktu i pewnie dlatego nie może palić wszystkich mostów i kompletnie zrywać relacji z Moskwą.