Przywódcy Francji i Niemiec, Emanuel Macron i Angela Merkel, gościli w Waszyngtonie, próbując przekonać Donalda Trumpa, by nie zrywał porozumienia nuklearnego z Iranem. Prezydent USA grozi, że 12 maja nie udzieli układowi „certyfikacji”, czyli uznania, że Iran przestrzega jego postanowień, co utoruje drogę do przywrócenia sankcji. Odwołanie sankcji na mocy porozumienia w zamian za zawieszenie prac nad – domniemaną – produkcją broni atomowej ogromnie pomogło gospodarce Iranu, który nadal wspiera terrorystów na Bliskim Wschodzie i po dziesięciu latach może wznowić program nuklearny. Dlatego Trump twierdzi, że układ nadaje się do kosza i domaga się wynegocjowania nowego, który w dodatku ograniczyłby zbrojenia rakietowe Iranu. Kraje Unii Europejskiej przyznają, że układ ma liczne wady, ale przypominają, że Teheran odmawia dalszych ustępstw, a alternatywą dla dyplomacji byłaby wojna w kluczowym strategicznie regionie świata.
Macron, Merkel, Trump – zupełnie różne relacje
Macron i Merkel zademonstrowali kontrastowo odmienny styl relacji z Trumpem. Francuski prezydent komplementował go, ściskał i całował. Ich spotkania były spektaklem „bromansu”, braterskiej, męskiej przyjaźni. Okazywanie sympatii nie przeszkodziło Macronowi wygłosić w Kongresie mowy będącej frontalnym atakiem na trumpizm, ale chyba nie chowa on z tego powodu urazy.
Tymczasem Merkel, którą Trump, w odróżnieniu od ich pierwszego szczytu z ubiegłego roku, potraktował z ogromną kurtuazją, całując nawet na powitanie, odwzajemniła jego gesty tylko zdawkowym komplementem o zapowiadanym szczycie z Kim Dzong Unem, poza tym ograniczała się do chłodnej uprzejmości, a po wypowiedziach gospodarza Białego Domu na jej twarzy błąkał się ironiczny uśmieszek. Kiedy dziennikarze pytali o porozumienie z Iranem, nie próbowała, inaczej niż Macron, wyjść Trumpowi naprzeciw, oferując kompromisowe pomysły „nowego układu”. Sucho oświadczyła, że ma inne zdanie, ale „decyzja należy do prezydenta”. Rozbieżności z Trumpem nie ukrywała też w sprawach podniesienia ceł na stal i aluminium przez prezydenta USA oraz zwiększenia wydatków na zbrojenia przez Niemcy.
Czytaj także: Co Emmanuel Macron proponuje Unii Europejskiej?
Nawracanie Trumpa na dyplomację
Wygląda na to, że Macron i Merkel nie przekonali go do zmiany stanowiska w sprawie Iranu. Ani w żadnej innej kwestii. Z ewentualnym wyjątkiem Syrii, skąd prezydent chciał niedawno – jeśli potraktować poważnie jego tweet – wycofać wojska amerykańskie, ale po spotkaniu z Macronem zdawał się skłaniać do ich pozostawienia.
Kontrastowe style przywódców Francji i Niemiec porównuje się do podziału ról między „dobrego i złego glinę”. Pisano, że oboje pojechali do Waszyngtonu, aby nawracać Trumpa na dyplomację i multilateralizm. Ale Macron i Merkel nie działają w harmonijnym duecie. Nie występują jako reprezentanci UE czy zjednoczonej Europy, którzy mogliby skuteczniej namawiać Trumpa do wzmocnienia transatlantyckich więzi. Między najważniejszymi państwami Unii rysuje się podział w sprawie samego jej modelu. Merkel, której pozycja w kraju słabnie, odrzuca wizję reform UE przedstawioną przez Macrona. A wiarygodność jej argumentów przeciw przywróceniu sankcji na Iran też jest wątpliwa – jak w wielu innych kwestiach, np. Nordstream 2, lekceważy ona geopolitykę i broni przede wszystkim niemieckich firm, które robią z Iranem interesy. W tej sytuacji naturalnym przywódcą UE powinna być Francja, ale nie może, gdyż Niemcy są potężniejsze gospodarczo. W rezultacie brak europejskiego przywództwa ułatwia Trumpowi uparte trwanie na barykadzie jego „America First”. Cieszą się z tego Rosja i Chiny.
Czytaj także: O co chodzi w porozumieniu nuklearnym z Iranem
Sprawa Iranu i szczyt z Kim Dzong Unem
Jak powiedział w Brukseli nowy sekretarz stanu Mike Pompeo, jest „nieprawdopodobne”, by po 12 maja Trump nadal czuł się związany układem z Iranem. Pompeo to superjastrząb, który podobnie jak nowy doradca prezydenta ds. bezpieczeństwa narodowego John Bolton proponował bombardowanie irańskich instalacji nuklearnych.
Ale „decertyfikacja” porozumienia nie musi oznaczać, że USA natychmiast przywrócą sankcje. Możliwe, że wypowiedzenie układu będzie próbą nacisku na Teheran i jego sojuszników, aby go renegocjować. Niewykluczone także, że nie dojdzie do jego zerwania, gdyż utrudniłoby to Trumpowi sukces szczytu z Kim Dzong Unem, na którym mu ogromnie zależy.
Czytaj także: Donald Trump w oczach byłego szefa FBI