Artykuł został opublikowany w internetowym wydaniu Nowej Europy Wschodniej
Tegoroczne protesty są największymi w historii niepodległej Armenii. Zaczęły się całkiem niewinnie jeszcze przed głosowaniem Zgromadzenia Narodowego w sprawie objęcia przez Serża Sarkisjana teki szefa rządu.
Siła tłumu
Założyciel i koordynator erywańskiej organizacji pozarządowej Związek Poinformowanych Obywateli Daniel Ioannisjan w rozmowie z „NEW” opowiada, że mobilizację narodową zainicjowały niewielkie grupy aktywistów pod kierownictwem Nikola Paszyniana, lidera partii Porozumienie Społeczne (część opozycyjnego bloku Wyjście, który w 105-osobowym parlamencie posiada dziewięć mandatów). Oponenci uzurpującego władzę premiera pokojowe protesty zaczęli od blokowania dróg i organizowania „zbiórek” pod budynkami rządowymi. W pierwszych demonstracjach wzięło udział od kilkuset do kilku tysięcy osób. Policja nie reagowała – władze łudziły się, że – tak jak w ostatnich latach bywało – kontestacyjne nastroje szybko wygasną.
Jednak ormiańskie społeczeństwo wybudziło się z letargu. Hrant Mikaelian, analityk Instytutu Kaukaskiego, w wywiadzie dla „NEW” zwraca uwagę na nowatorskie technologie kierowania tłumem, po które sięgnął Paszynian. Armeński lider opozycji dzięki wykorzystaniu elementów performansów, odpowiedniej oprawy muzycznej i graficznej, szczegółowo opisanych w znanej książce „The Politics of Nonviolent Action” Gene’a Sharpa (autor za prace traktujące o rewolucji bez przemocy kilkakrotnie był nominowany do Pokojowej Nagrody Nobla), stworzył gęstą siatkę oddolnych protestów.
Kula śnieżna kontestacji władzy Serża Sarkisjana nabrała 17 kwietnia niekontrolowanej prędkości. Daniel Ioannisjan opowiada, że z powodu gęstej blokady dróg Erywań i inne miasta zostały sparaliżowane. Na ulice wyszli przedstawiciele różnych grup społecznych i wiekowych. Pod naciskiem tłumu, po stronie którego nieśmiało opowiedziały się służby mundurowe (policja parokrotnie odmawiała stosowania przemocy wobec demonstrantów, w marszach wzięło udział kilku żołnierzy armeńskiej brygady sił pokojowych), Sarkisjan ustąpił ze stanowiska szefa rządu i przywódcy rządzącej Republikańskiej Partii Armenii (przypomnijmy: do 9 kwietnia bieżącego roku przed dekadę był prezydentem kraju). 1 maja parlament ma dyskutować nad wyborem nowego premiera. Pełniący obowiązki szefa rządu Karen Karapetian obiecał, że pod uwagę zostanie wzięty kandydat opozycji. Tymczasem Nikol Paszynian zagrzewa naród do kontynuowania protestów dopóty, dopóki nie zostanie osiągnięty zasadniczy cel „pokojowej rewolucji” – mianowanie na najważniejsze stanowisko w kraju (szefa rządu – niedawno doszło do reformy ustrojowej, która ograniczyła prerogatywy prezydenta) „kandydata narodu”.
Oblubieniec ludu
Wyrwanie pogrążonego w apatii armeńskiego społeczeństwa bezapelacyjnie jest zasługą nowego lidera opozycji. Nikola Paszynian, w latach 90. założyciel i redaktor opozycyjnej gazety „The Armenian Times”, doświadczenie w polityce zdobywał jako członek sztabu wyborczego Lewona Ter-Petrosjana (prezydent Armenii w latach 1991–1998). Pod zarzutem organizacji zamieszek w 2008 roku został skazany na siedem lat pozbawienia wolności. W wyniku amnestii wyszedł w 2011 roku i już rok później z ramienia Ormiańskiego Kongresu Narodowego wszedł do parlamentu.
Paszynian, zdolny i charyzmatyczny orator, wokół siebie gromadzi tłumy, a wraz z nimi wielu doświadczonych polityków. Po dymisji Sarkisjana na placu Republiki, centralnym miejscu demontracji, pojawili się nie tylko posłowie frakcji romansujących z Serżem Sarkisjanem (przedstawiciele Bloku Carukjana i Dasznakcutiun), ale także członkowie Republikańskiej Partii Armenii. Dziś Paszynian jest jedynym politykiem, który cieszy się poparciem niekwestionowanej większości społeczeństwa, opozycji, a także – jak pokazują ostatnie spotkania na najwyższym szczeblu – Moskwy.
Na Kreml mimochodem
Objęcie sterów politycznych przez przedstawiciela nowej formacji politycznej wydaje się realne jak nigdy dotąd. Sfrustrowane i konfrontacyjne społeczeństwo osiągnęło zbyt wiele, by teraz odejść z kwitkiem. Pytanie tylko, co nowego przyniesie dojście do władzy opozycji.
Tajemnicą poliszynela jest fakt, że sytuacja wewnętrzna Armenii – bezpieczeństwo i ekonomia republiki – uzależniona jest od woli Rosji. Tymczasem zachowanie Moskwy przez pierwsze dwa tygodnie protestów wzbudzało zaskoczenie wielu ekspertów. Rosja dystansowała się od armeńskich turbulencji, zapewniając, że są one wewnętrzną sprawą Erywania. Co więcej, poniekąd nawet wspierała protesty. Na przykład rzeczniczka rosyjskiego MSZ Maria Zacharowa, komentując jednączącą Ormian falę protestacyjną, zapewniła: „Armenio, Rosja jest z tobą”.
Pamiętająć o zaangażowaniu Rosji w wydarzenia na Ukrainie, trudno uwierzyć w bezstronność Moskwy. Tym bardziej jest to trudne, jeśli weźmie się pod uwagę, jak bardzo niestabilność Armenii na rękę jest Baku. Rzecznik azerbejdżańskiego MSZ Hikmet Hedżijew wyraził nadzieję, że rząd w Armenii wkrótce obejmą „zdroworozsądkowe siły polityczne”, a którymi będzie można prowadzić konstruktywne pertraktacje na temat uregulowania konfliktu karabaskiego. Do tego czasu Baku ma sprzyjać stabilizacji sytuacji na linii frontu i nie dopuścić do wybuchu nowych działań zbrojnych. Powyższe oświadczenie zapewne nie ujrzałoby światła dziennego, gdyby nie wizyta szefa rosyjskiej służby wywiadowczej Siergieja Naryszkina w Baku – 24 kwietnia Naryszkin dyskutował z Ilhamem Alijewem o kwestiach regionalnego bezpieczeństwa.
Nie można więc mieć wątpliwości, że Rosja czuwa nad tym, co dzieje się w Erywaniu. Jakie zmiany polityczne przyniosą armeńskie demonstracje? Czy rzeczywiście zapoczątkują nową jakość polityki wewnętrznej? 1 maja Zgromadzenie Narodowe ma dyskutować o wyborze nowego szefa rządu. Jaką linię obierze nowy armeński przywódca, dowiemy się zatem już niebawem.
Artykuł został opublikowany w internetowym wydaniu Nowej Europy Wschodniej