W niemieckich miastach rośnie antysemityzm. Nie godzą się na to władze i obywatele – w środę 25 kwietnia w kilku miastach tysiące ludzi założyło kipę na znak solidarności.
Przyczyną akcji atak na Izraelczyka
Działo się to wszystko w Berlinie, Kolonii, Magdeburgu, Erfurcie, Poczdamie. Tylu osób w kipach Niemcy nie widziały przynajmniej od kilkudziesięciu lat. Porządne, tradycyjne, jednorazowe z papieru, przerobione naprędce z włóczkowych czapeczek. W samym Berlinie na taki gest zdecydowało się 2,5 tys. osób. W tym burmistrz Berlina Michael Müller, szef klubu parlamentarnego CDU/CSU Volkmar Kauder, szef partii Zielonych Cem Özdemir (syn tureckich gastarbeiterów) i ewangelicki biskup Markus Dröge. Starsi i młodzi, mężczyźni, ale i kobiety. Tego dnia nie liczyły się zasady religijne, ale solidarność.
To odpowiedź na zeszłotygodniowy incydent w Berlinie. 21-latek został zaatakowany tylko dlatego, że nosił kipę, tradycyjne żydowskie nakrycie głowy. Co więcej, okazało się, że nie był Żydem, ale studiującym w Niemczech Arabem z Izraela. Kipę dostał od przyjaciela, który odradzał mu noszenie jej publicznie. Student postanowił przekonać się sam, do nałożenia kipy namówił też kolegę, Niemca o marokańskich korzeniach. „Zawsze ceniłem Berlin za to, że jest miastem wielokulturowym. Byłem przekonany, że różne mniejszości, Żydzi i przedstawiciele wszystkich religii, mogą tu żyć razem w pokoju” – wyjaśniał stacji Deutsche Welle. W modnej dzielnicy Prenzlauer Berg zaatakował go 19-letni uchodźca, Palestyńczyk z Syrii. Wyzywał, próbował uderzyć studenta paskiem od spodni. Izraelczyk nagrał atak na komórce. Film trafił na policję i do mediów. Napastnik przebywa w areszcie.
To nie jedyny głośny przykład antysemityzmu w ostatnich miesiącach. Na forach internetowych wielu Żydów skarży się, że zostało obrażonych, bo miało przy sobie wisiorek z Gwiazdą Dawida, kipę czy emblematy izraelskie. Przed kilkoma miesiącami głośno było o uczennicy drugiej klasy berlińskiej szkoły, prześladowanej przez muzułmańskich kolegów. W grudniu zwyzywany został przed izraelską restauracją, również w Berlinie, jej właściciel – tym razem przez rodowitego Niemca. A tydzień temu temat wrócił za sprawą laureatów muzycznej nagrody, dwóch raperów, którzy w swych utworach obrażają kobiety, gejów i Żydów. Laureaci poprzednich lat zwrócili statuetki, a fundatorzy zrezygnowali z kontynuowania konkursu.
25 tys. Żydów w Berlinie
Tylko w Berlinie odnotowano w ostatnim roku ponad 900 incydentów antysemickich. W stolicy mieszka 25 tys. Żydów (ogólnie w Niemczech jest ich blisko 200 tys. – połowa niezrzeszona w gminach religijnych). Trzeba zarazem mieć świadomość, że Niemcy są wrażliwi, a przynajmniej bardziej krytyczni niż Polacy przy kwalifikacji przejawów antysemityzmu. Za takie uznaje się nie tylko fizyczne i słowne ataki czy graffiti, lecz także m.in. prywatne wpisy w mediach społecznościowych, komentarze sugerujące, że Żydzi zarabiają na Holokauście, czy dowcipy, nawet jeśli za takie działania nie grozi kara. Ponad połowa przypadków zakwalifikowanych jako antysemickie ma właśnie taki charakter.
„Jest za pięć dwunasta – ostrzegał przewodniczący gminy żydowskiej w Berlinie Gideon Joffe. – Nadal nie jest u nas tak jak we Francji czy Belgii, ale i w Berlinie robi się nieprzyjemnie. Trzeba działać”.
Antysemityzm i ksenofobia zagrożeniem dla demokracji
Josef Schuster, szef Centralnej Rady Żydów, był mniej delikatny. Niemcy zbyt długo sobie wmawiali, że nic złego się nie dzieje: „Tylko troszeczkę antysemityzmu, troszeczkę rasizmu, trochę islamofobii – przecież to nic”. Dzień wcześniej Schuster ostrzegał przed noszeniem kipy w „większych miastach”. To nie pierwszy taki jego apel. W 2015 roku odradzał noszenie jej w dzielnicach zamieszkałych przez muzułmanów, rok później ostrzegał przed prawicowymi ekstremistami. Antysemityzm nie jest odrębnym zjawiskiem, ale częścią ksenofobii. To zagrożenie nie tylko dla Żydów czy imigrantów, ale dla całej demokracji – podkreślał.
W Niemczech po raz pierwszy stworzono stanowisko pełnomocnika ds. antysemityzmu. Ale dopiero atak na Izraelczyka, który miał miejsce tuż przed rocznicą powstania Izraela, zmusił polityków do poważnego potraktowania tematu, przynajmniej oficjalnie.
Niemieckie władze zaniepokojone przejawami antysemityzmu
Haiko Maas, minister spraw zagranicznych, w przemówieniu z okazji rocznicy odniósł się do polityki wewnętrznej Niemiec. „Ostatni przypadek z Berlina pokazuje, że Niemcy powinny zająć jasne stanowisko wobec przejawów antysemityzmu. Nasza odpowiedzialność za ochronę żydowskiego życia nigdy się nie skończy”.
Zaniepokojenie wyraziła także kanclerz Angela Merkel, po raz pierwszy przyznając, że co prawda antysemityzm był od dawna w środowiskach skrajnie prawicowych, ale wraz z napływem ludności z Bliskiego Wschodu pojawia się jego „nowa jakość”. Tradycyjna w wielu społecznościach regionu wrogość wobec Izraela przekłada się na antysemityzm. Dowodem nie tylko atak na studenta, lecz także jesienne demonstracje w Berlinie tuż po decyzji Donalda Trumpa o przeniesieniu ambasady do Jerozolimy. Na demonstracjach pojawiały się antyizraelskie i antysemickie hasła. Krytykowane są też organizacje islamskie w Niemczech, które – jak zarzucają im krytycy – przymykają oko na antysemickie nastroje wśród muzułmanów.
Przedstawiciel muzułmanów antysemityzmu nie toleruje
Ale same środowiska żydowskie w Niemczech sprzeciwiają się uogólnianiu i oskarżaniu o antysemityzm wszystkich muzułmanów czy uchodźców. Zwrócił na to uwagę szef Centralnej Rady Żydów na środowej demonstracji, na której pojawili się zresztą także przedstawiciele społeczności tureckiej i muzułmanie.
„Antysemityzm, rasizm i nienawiść są w islamie ciężkim grzechem, dlatego nie będziemy ich tolerować” – zapowiedział Aiman Mazyek, obiecując większe zaangażowanie Rady. Już teraz organizuje ona spotkania z niemieckimi Żydami i wyjazdy dla uchodźców, którzy o Holokauście najczęściej nie wiedzą nic.
AfD wyproszona z demonstracji
Do berlińskiej demonstracji dołączyli – pod hasłem obrony Żydów przed muzułmanami – członkowie skrajnie prawicowej AfD (prawicowa Alternatywa dla Niemiec). Zostali przez organizatorów wyproszeni: „Nie traktujcie Żydów instrumentalnie i nie zbijajcie na nas kapitału”.
Członkowie AfD niejednokrotnie sami szafowali antysemickimi hasłami. Jeden z jej prominentnych działaczy stwierdził publicznie, że w Berlinie nie powinien znajdować się pomnik Holokaustu.
PS Sama demonstracja przebiegła bez zakłóceń, ale tego samego dnia w Berlinie doszło do dwóch incydentów. W dzielnicy Neukölln mężczyzna zaatakował trzyosobową pikietę, wyrywając jej uczestnikom izraelską flagę. W dzielnicy Schöneberg na parkingu polski kierowca wyzywał mężczyznę w kipie. Atakowany okazał się Niemcem wracającym z demonstracji antysemickiej „Berlin nosi jarmułkę”.