eSwatini, dawniej Swaziland
Afrykański król Mswati III zmienia nazwę swojego państwa
P podczas uroczystości z okazji swoich 50. urodzin król Mswati III, z dnia na dzień i bez uprzedzenia, zmienił nazwę swojego królestwa, ze Swazilandu na eSwatini. Pół wieku niezależności od Londynu to wystarczająco długo – argumentował – aby lud Swazi zgubił brytyjski kolonialny „land” w swojej nazwie. A poza tym Swaziland jest często mylony ze Switzerland, choć już na pierwszy rzut oka widać, że jest między oboma państwami co najmniej parę różnic. Mswati III rządzi 1,3 mln dusz między RPA a Mozambikiem, jest ostatnim władcą absolutnym w Afryce, więc może robić, co chce. Resztą zajmą się poddani, nie jego kłopot. A przeprowadzenie takiej zmiany nie jest wcale łatwe. Trzeba w 200 miejscach zmodyfikować konstytucję, mało tu zresztą używaną, wydrukować nowe pieniądze, zmieniwszy wpierw nazwę banku centralnego, przemalować samoloty Swaziland Airlink, zgłosić się na nowo do ONZ i Commonwealthu, przerobić koszulki sportowe (do tej pory na wielkich zawodach posługiwano się skrótem SWZ, teraz będzie eSW?), uzyskać nową domenę internetową (nowo powstały Południowy Sudan wystąpił o sufiks ss, ale zostało mu to wyperswadowane). Wszystko to musi trochę kosztować, a wczorajszy Swaziland to jednak nie Szwajcaria. Słynął do tej pory z 15 żon władcy (co jest czepialstwem, bo tata, Sobhuza II, podczas 82 lat panowania miał ich 125) oraz rekordowych wskaźników HIV (średnia wieku to 54 lata dla mężczyzn i 60 dla kobiet). Podniosły się więc nieśmiałe głosy, że może lepiej byłoby się skupić na sprawach gospodarczych i zdrowotnych.
Dobra wiadomość jest taka, że nie trzeba zmieniać hymnu. Swaziland w nim nie występuje ani razu.