O tym, że przywódcy państw koreańskich spotkają się 27 kwietnia, wiadomo już teraz. Będzie to trzeci szczyt w historii i pierwszy na terytorium Południa. W dodatku z fragmentami transmitowanymi na żywo. To spora zmiana, skoro marcową wizytę przywódcy Północy Kim Dzong Una w Pekinie ogłoszono po jego wyjeździe, a informacje o pobycie w Pjongjangu Mike’a Pompeo, nominowanego na szefa amerykańskiej dyplomacji, wyciekły po dwóch tygodniach. Konflikt trwa siódmą dekadę, więc szukanie remedium wymaga nowych pomysłów – jak mówi Moon Jae-in, prezydent Korei Płd. i orędownik porozumienia – kroków odważnych i kreatywnych. Oto ich możliwe warianty.
Zamiast tzw. denuklearyzacji Północy, zmuszającej Kima do największych ustępstw, szansą byłaby strefa bezatomowa na Półwyspie Koreańskim. Kim, który właśnie ogłosił, że nie potrzebuje więcej testów bomb i rakiet, wymienia warunki oddania atomu: poparta inspekcjami pewność, że Amerykanie wywieźli broń jądrową z Południa, że jej nie przywiozą z powrotem i nie użyją przeciw Północy. Moon twierdzi, że Kim nie upiera się już (byłby to postęp), by wojsko USA w ogóle wycofało się z Południa. Stworzeniu strefy nie oponowałyby pewnie Chiny, Rosja i Moon, ale Amerykanom może się nie spodobać rezygnacja z części przewagi strategicznej.
Formalnie oba państwa pozostają w stanie wojny. W ustaleniu zasad pokoju do wyboru jest traktat pokojowy, pakt o nieagresji, gwarancje bezpieczeństwa (np. USA dla Północy), ograniczenie zakresu ćwiczeń wojsk USA i Korei Płd. albo nowe zawieszenie broni. Korea Płd. nie jest bowiem stroną porozumienia pauzującego wojnę z 1953 r., toteż transformacja tamtej umowy wymaga zgody USA i Chin. Koreańczycy mogą ją obejść, podpisując nowe zawieszenie, w zamian umówić się np. na odsunięcie wojsk od silnie ufortyfikowanej granicy.